Pocztówkowy wywiad z HPL-em – polska wersja

29 stycznia 2013 | Ciekawostki, Wywiad | 0 comments | Autor:

W poprzednim naszym wpisie wspomnieliśmy o wywiadzie z Lovecraftem zawartym na takiej oto pocztówce:

Cały tekst ze strony pisma „The Revelator” przetłumaczył Grzegorz Labuda, bardzo dziękujemy! Zapraszamy do lektury:

W połowie poprzedniej dekady spędziłem prawie półtora roku w Brattleboro (stan Vermont). Dowiedziałem się wiele, zwłaszcza o sobie samym. Po pierwsze: Brattleboro jest wspaniałym małym miastem. Po drugie: nie lubię małych miast, nawet tych, gdzie jest więcej księgarń od świateł drogowych. Ale pokochałem te sklepy, zwłaszcza oferujący używane książki Baskets Bookstore/Paperback Palace. Posiadał on znaczne zbiory horrorów i romansów. Jej właściciel, Sherwood, śmiał się, gdy nazwałem dział z romansami „Różowa Bomba”.

Większość wydań w miękkiej okładce była tak tania, że mogłem je nabywać od ręki, co stało się idealnym rozwiązaniem na długie zimowe wieczory. Niektóre książki były jednak trochę bardziej unikatowe. Pewnego dnia właściciel wręczył mi pocztówkę przesyłaną pomiędzy H. P. Lovecraftem i Arthurem H. Goodenoughem, sympatykiem prasy amatorskiej, mieszkającym w pobliżu Brattleboro. O Goodenoughu nie wspomina się dzisiaj często, ale nazwisko to jest obecne w Brattleboro. Od jego rodziny nazwano jedną z ulic (a może odwrotnie?), istnieje firma zajmująca się wywózką śmieci, i inne takie.

Lovecraft znał Goodenougha, a jego wizyta w Vermoncie w latach 1927-1928 jest podstawą znakomitego opowiadania Szepczący w ciemności. Po publikacji tekstu w „Weird Tales”, Goodenough wysłał do Lovecrafta pocztówkę z gratulacjami oraz kilkoma pytaniami. Lovecraft, zamiast na osobnej pocztówce lub w oddzielnym liście, odpowiedzi zapisał pod pytaniami i najprawdopodobniej przekazał kartkę Vrestowi Ortonowi, księgarzowi i założycielowi The Vermont Country Store. Ten z kolei zwrócił widokówkę Goodenoughowi osobiście, w czasie podróży w okolice Gór Zielonych.

Pocztówka została ponownie wysłana do Lovecrafta, tym razem z kolejnymi pytaniami, które spisano bardzo drobnym pismem. Przypuszczam, że Goodenough znał miejscowego naczelnika poczty, dzięki czemu kartka została bezproblemowo nadana po raz drugi. Niesamowite było to, że Lovecraft ponownie zawarł odpowiedzi na widokówce, pisząc je jeszcze mniejszymi znakami. Sherwood przypuszczał, że Lovecraft użył w tym celu szkła powiększającego oraz igły zanurzanej w atramencie. Zdobycie tej kartki przez Sherwooda to rzecz niezwykła. Znalazł ją na wyprzedaży, a od niszczącego wpływu otoczenia uratował ją fakt, że przedmiot wykorzystywano jako zakładkę do specjalnego numeru magazynu „The Revelator” z 1935 roku. Wydanie to było poświęcone opowieściom gotyckim Isaka Dinesena.

Kupiłem tę pocztówkę i trzymałem przez lata. W międzyczasie przeprowadziłem się do Bostonu, a potem do Kalifornii. Dopiero niedawno miałem czas, aby przysiąść nad transkrypcją kartki, co zajęło mi kilka tygodni. Odręczne pismo Lovecrafta było zawsze bardzo trudne do odczytania. Przekonałem się o tym w 2007 roku, kiedy pisarz Brian Evenson zabrał mnie i mojego przyjaciela, Geoffreya Goodwina, do Biblioteki Uniwersytetu Browna, w celu sprawdzenia kilku tekstów Lovecrafta. Jakby tego było mało, charakter pisma Goodenougha był jeszcze mniej czytelny, zwłaszcza w przypadku ostatniego zestawu pytań, na który nie doczekał się odpowiedzi. Na pocztówce znajduje się kilka atramentowych kleksów, ale tylko jeden z nich wydaje się być zrobiony celowo, o czym wspomnę dalej. Zabrałem kartkę do pracy i nadużywając dostępu do skanera oraz kserokopiarki powiększyłem poszczególne jej części, które przekonwertowałem na PDF-y. Następnie powiększyłem je na ile to było możliwe, aby przekształcić małe litery w wielkie abstrakcyjne kształty. Gdyby tekst był napisany mechanicznie, można by to nazwać pracą nad jego kerningiem[1]. Odczytanie widokówki wymagało nie tylko przysłowiowego czytania między wierszami, ale i pomiędzy poszczególnymi literami.

PDF-y pokazałem mojemu przyjacielowi Raphaelowi, będącemu ekspertem Google’a ds. czcionek. Jego dysertacja doktorska na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley dotyczy obrazowania[2] i rastrów[3]. Był on w stanie wykorzystać swoją wiedzę, aby stworzyć program, który „narysował” moje powiększenia w ten sposób, że litery stały się bardziej czytelne. Niestety, litery, wyrazy i zdania, które wygenerował komputer, rzadko kiedy tworzyły logiczną całość i przypominały raczej rozsypaną układankę. Dopiero lektura dwutomowej biografii Lovecrafta autorstwa S. T. Joshiego sprawiła, że nabrałem pewności w odczytywaniu pocztówki.

Wiemy dużo o życiu i poglądach Lovecrafta, co sprawia, że jego liczne opowiadania, których sam jest bohaterem, a których tematyka zawiera się w stwierdzeniu „Wszystko co napisał Lovecraft było prawdą! Wszystko!” są nudne. Był chłodnym materialistą, sceptycznie nastawionym do zagadnień metafizycznych, zatem w poniższej transkrypcji brak jakiejkolwiek tajemnej korespondencji czy okultystycznych przesłanek. Ale pocztówka jest ciekawa, pouczająca i dziwna na swój własny sposób.

– Nick Mamatas

***

HPL-u,

Otrzymałem ostatni numer WT, podobał mi się Szepczący. Kilka pytań, jeśli nie masz nic przeciwko.

1. Kim był mężczyzna w fotelu? Zakamuflowanym Mi-Go czy Nyarlathotepem we własnej osobie?

Drogi Goodenoughie. Wydaje mi się, że woskowe dłonie i twarz by nie wystarczyły[4] za przebranie. Miały służyć także za zapowiedź, manifestację grozy.

Grozy? Z jakiego powodu? Jestem zdziwiony, że Mi-Go pozwolili Wilmarthowi uciec. Czy cała ta gra pozorów nie była nastawiona na zwabienie go w sidła, aby przywiózł wyniki badań, które mogliby zniszczyć?

Wilmarthowi umożliwiono ucieczkę, aby szerzył przerażenie i ostrzegł ludzkość, co czeka na nich ponad atramentowo czarnymi obłokami przestworzy i w nawiedzonych lasach Nowej Anglii. Dla Mi-Go ważne jest, by Wilmarth głosił informację o ich przybyciu.

Ale dlaczego?

[Brakuje odpowiedzi Lovecrafta. Najprawdopodobniej kartka nie została do niego odesłana, jako że żadne z trzeciej tury pytań nie doczekało responsu.]

2. Fascynujące opisy zbiorników na mózgi są jednocześnie przerażające i wspaniałe. Jakie jest pochodzenie tego pomysłu?

Może się to wydać śmieszne, ale – cylinder dyktafonu. Dziadek Theobald poszukiwał jakiegoś dochodowego zajęcia, ale nie jestem w stanie przepisać na maszynie własnych opowiadań, a co dopiero komercyjne wiadomości innych[5]. Jeśli jakieś urządzenie potrafi nagrywać fale dźwiękowe i w ten sposób pozorować świadomość, dlaczego nie może istnieć sprzęt, który wydobędzie z mózgu fale, nagra je, a tym samym rzeczywistą świadomość? Parę godzin z takim mechanizmem i wyrzuciłbym go na Pluton, gdybym tylko mógł.

Praca! Czyżby pan Wright nie traktował cię „właściwie”? Z pewnością jesteś „zawodowcem”, dawno porzuciłeś prasę amatorską i potrafisz czerpać zyski z pracy.

Och, w pulpowych magazynach zarabia się tyle co nic. Chyba że ktoś potrafi „wychałturzyć” typowo komercyjny tekst dla pism z westernami, pism sportowych lub nawet – rety, rety – traktujących o romansach i sekretach. Dla mnie zostaje puszkowana fasola i bochenek krojonego chleba tygodniowo.

To cudownie żyć w Vermoncie, gdzie świat wielkiego handlu i finansjery trzyma się z dala. Pamiętasz czas spędzony tutaj – brak elektryczności na farmie, prace fizyczne wykonywane na zielonych polach, życie oparte na koleżeństwie, a nie zysku. Co jest tak atrakcyjnego w miejskim życiu?

[Ponownie, brak odpowiedzi. To pytanie zdaje się być docinkiem. Goodenough na pewno wiedział, że Lovecraft był niechętny miastom, nie licząc Providence (Rhode Island). Wizyta Lovecrafta w Vermoncie w 1927 roku zbiegła się w czasie z jego powrotem do Nowej Anglii po ucieczce z zapadłego ekonomicznie rasowego tygla okolic Red Hook na Brooklinie (Nowy Jork). Trudno sobie wyobrazić, aby Lovecraft nie zwierzał się Goodenoughowi ze swoich lęków i frustracji związanych z miejskim życiem. Przypuszczalnie autor pytania był bardziej postępowy i chciał go podrażnić. Byłem w Red Hook wiele razy, jako że mój ojciec pracuje tam jako doker. Dla mnie gentryfikacja[6] to raczej inna forma upadku, a nie jego przeciwieństwo. Lovecraft dobrze wpasowałby się w obecne czasy, był kultowym pisarzem, który zabawnie się ubierał i przyjmował liczne dziwne pozy.]

3. To, co najciekawsze w całej historii, to wzajemne przeplatanie się nadprzyrodzonego i zagadnień naukowych. Czy uważasz naukę i kwestie nadprzyrodzone za jedno i to samo?

Nie, nie istnieje nic, czego by nie można było ostatecznie wyjaśnić i zrozumieć przy pomocy naukowej analizy. To kwestia ograniczeń naszych umysłów – stwarzających wrażenie wielkich w wygodnych, kosmicznych zbiornikach, ale jednocześnie drobnych w ogromie mrocznego wszechświata – to właśnie te ograniczenia zmuszają autora do odkrywania nadprzyrodzonego. To potwornie ironiczne, że otaczający nas świat jest zbyt ogromny i przeraźliwy dla ludzkiego umysłu, aby ten mógł prawidłowo skorelować wszystkie jego elementy. Dlatego odwołujemy się do rzekomo niewytłumaczalnego świata nadprzyrodzonego: aby rozwinąć całkowicie zrozumiały świat naturalny.

Czy nie jest tak, że Mi-Go ze swoimi nad wyraz rozwiniętymi umysłami dali radę w całości poznać świat naturalny i zdają się zajmować nadprzyrodzonym rytuałem tylko z perspektywy Wilmartha? Czy też chcesz powiedzieć, że wszechświat jest dowodem przeciwko zdolnościom poznawczym Mi-Go i one również muszą zwrócić się do zagadnień nadprzyrodzonych? Przynajmniej w takim stopniu, aby przekonać Akeleya do współpracy i międzyplanetarnej podróży.

Są to dwie zachwycające możliwości i byłoby niestosownym z mojej strony, gdybym przedstawił wyłącznie własne poglądy i uznał twoje za zbędne. Na pewno stawiam twoim oczom i swojej ręce spore wyzwanie kreśleniem takich miniaturowych liter. Mi-Go są istotami wyższymi od nas, ale z drugiej strony, kto nimi nie jest? W bestiariuszu Yog-Sothorii nie są one nawet największymi lub najbardziej rozwiniętymi istotami. Podejrzewam, że Mi-Go przypominają nas. Tak jak my przypinamy motyle do planszy piankowej lub próbujemy komunikować się z prymitywnym plemieniem [w tym miejscu tekst jest nieczytelny z powodu atramentowego kleksa, jego kolor sugeruje, że pochodzi z pióra Goodenougha, a nie Lovecrafta] z najmroczniejszej Afryki, tak oni próbują na różne sposoby zdobywać wiedzę o nas.

Ale Akeley jako ochotnik? Dumny Vermontczyk przyzwalający na otwarcie czaszki i opróżnienie zawartości w celu zapełnienia puszki fasoli? Nigdy nie czytam ponownie swoich tekstów, ale przypuszczam, że gdyby któreś z moich opowiadań planowano wydać ponownie w zbiorze (na zielonego i somnambulicznego Cthulhu, oby tak było!), to bym się podjął zadania. W tym przypadku zrobię jednak wyjątek.

Dlaczego Akeley mógłby nie chcieć wziąć udziału z własnej woli? Kocham Vermont tak jak ty swoje Providence, ale gdyby dziwne obce istoty zmaterializowały się pod moimi drzwiami (będąc bardziej niezwykłymi od Ciebie i pana Cooka) ze wskazówkami na temat sekretnej wiedzy i próbkami zaawansowanej technologii, to zrobiłbym wszystko, aby wkraść się w ich łaski. Nie interesują mnie Stany Zjednoczone dwudziestego wieku – byłbym zadowolony, gdybym nie musiał już nigdy czekać w deszczu na tramwaj z nieprzyjaznymi urzędnikami i robotnikami. Ale kosmos? Zakazane planety, które zdają się być tak blisko pod nocnym niebem, że gdybym tylko znalazł dosyć wysokie drzewo, to bym ich dotknął? Tak, zdecydowałbym się od razu. Dla takiej okazji zdradziłbym nawet swojego kolegę.

Stwierdziłeś, że Wilmarthowi umożliwiono ucieczkę, aby ogłaszał nadejście Mi-Go. Czy nie implikuje to, że Mi-Go chcą pozyskać więcej rekrutów? Wiedli samotny żywot, a teraz są gotowi na wprowadzenie do swoich rytuałów ludzkich nowicjuszy. Oczywiście, mimo że odrzuca nas wizja usunięcia naszych mózgów, które zostaną zapuszkowane jak brzoskwinie przez istoty stanowiące potomstwo skorupiaków oraz grzybów, będzie nas dręczyć perspektywa przetransportowania z dala od zielonej wzgórz Ziemi.

Co takiego czeka tutaj ludzi takich jak my, Howardzie? Nie skorzystałbyś z danej Ci okazji? Mój stary, ponury dom na farmie, Twoje ciasne mieszkanie – tam czeka nas wszechświat, szaleję za nim. Moje usta wypełnia gorycz; czuje się przykuty do tej planety. A pan nie, panie Lovecraft? Pan nie?

[Oczywiście brak już zarówno odpowiedzi, jak i wolnego miejsca na pocztówce.]

Tłumaczenie: Grzegorz Labuda



[1] Kerning to regulowanie odległości pomiędzy konkretnymi parami znaków w danym kroju pisma i jego odmianie. Za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kerning (Data udostępnienia: 28.01.2013 r.).

[2] Obrazowanie wielospektralne (wielowidmowe, multispektralne), superspektralne i hiperspektralne to techniki rejestracji obrazu będące uogólnieniem fotografii barwnej na pełną przestrzeń barw w zakresie światła widzialnego, a także mikrofal, dalekiej i bliskiej podczerwieni oraz ultrafioletu Za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Obrazowanie_wielospektralne (Data udostępnienia: 28.01.2013 r.).

[3] Raster to symulacja obrazu wielotonalnego za pomocą obrazu jednotonalnego w postaci drobnego wzoru. Za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Raster_(poligrafia) (Data udostępnienia: 28.01.2013 r.).

[4] W oryginale „good enough”, ciekawa gra słów Lovecrafta z nazwiskiem swojego korespondenta (przyp. tłum.).

[5] Lovecraft najprawdopodobniej sugeruje tu, że próbował parać się dodatkową pracą człowieka transkrybującego nagrania dyktafonowe o charakterze handlowym (przyp. Mateusz Kopacz).

[6] Gentryfikacja — proces podwyższania standardu pewnego obszaru miejskiego, zwykle poprzez napływ ludności z wyższych klas i wysiedlanie osób o mniejszych zarobkach (przyp. tłum.).