Po drugiej stronie – recenzja

8 września 2013 | Agharta, Książki, Patronat, Po drugiej stronie, Recenzje, Thomas Ligotti | 0 comments | Autor:

Zapraszamy do czytania słodko-gorzkiej recenzji zbioru Po drugiej stronie, napisanej przez Gabriela Augustyna.


Tytuł: Po drugiej stronie

Wydaw­nic­two: Agharta

Miej­sce i data wyda­nia: Kraków, kwiecień 2013

Spis tre­ści

Wszelkie obiekty, wszystkie zrealizowane pomysły, każda urzeczywistniona forma sztuki, to zaledwie odbicie właściwej idei, mniej lub bardziej pokraczna siostra-bliźniaczka: niby odziedziczyła tę samą pulę genów, ale ich ekspresja została częściowo zahamowana, skazując biedaczkę na defekty w fenotypie. Uszkodzenia odbieramy dlatego, że nasze zmysły są ograniczone oraz z powodu zakłóceń, które pojawiają się w procesie odziewania koncepcji w materię. Prawdziwa sztuka, rewolucyjne rozwiązania i wynalazki, to kompozyt genialnych pomysłów oraz maestrii w formie, kompletne (i kompetentne) opanowanie tworzywa.  Jednym słowem – perfekcja wykonania to cecha niezbędna do zaistnienia arcydzieła.

Wobec powyższego, konkursowy zbiór opowiadań Po drugiej stronie. Weird Fiction po polsku, to fizyczne zaprzeczenie doskonałości. Przykład w jaki sposób dobry pomysł (piękna idea) marnieje w obliczu fatalnego wykonania oraz złych decyzji na etapie kreacji.

Wydawnictwo Agharta, współorganizator konkursu zainspirowanego mistrzami weird fiction (Lovecraftem, Ligottim i Grabińskim), to niewielka oficyna. Wobec tego, trudno mieć zastrzeżenia do jakości publikacji od strony drukarskiej. Zresztą rodzaj użytego papieru i technologii nie są szczególnie istotne, nawet gdy książka po jednym czytaniu praktycznie się rozpada. Niszowość gatunku, jego oddalenie od głównego nurtu i popkultury, niejako idzie w parze z budżetowością wydania, niosąc ze sobą przyjemne konotacje z literaturą drugiego obiegu, prozą tajemniczą, zainteresowaną rzeczywistością z przekrzywionego zwierciadła, niedostępną dla większości czytelników. Można powiedzieć, że dzięki temu książka zyskuje przyjemnie niepokojącą osobliwość, stając elementem, który równie dobrze mógłby znaleźć się na drugim planie zaginionego rysunku Brunona Schulza.

Problemy zaczynają się w trakcie czytania. Pierwsze, co zwraca uwagę, to korekta, a dokładnie – jej brak, który ze strony na stronę potrafi zniszczyć nie tylko jeden ze wstępów (Michała Budaka), ale też dobrze zapowiadające się opowiadania. Następna kwestia, która ściąga poziom zbioru w dół, to brak konsekwencji w doborze tekstów oraz (zupełnie słuszne z marketingowych względów, ale niezrozumiałe w aspekcie jakościowym) dołączenie do niego opowieści pisarzy o rozpoznawalnych nazwiskach, które (z wyjątkiem Serca kolei Łukasza Orbitowskiego) nie pasują ani tematycznie, ani koncepcyjnie do idei stojącej za niniejszą publikację, a niejednokrotnie są zwyczajnym żartem z inteligencji i gustu czytelnika – zwłaszcza takie literackie koszmary jak 21.XII.2012 Krzysztofa T. Dąbrowskiego czy Dualizm Kazimierza Kyrcza. Po trzecie, ambicje stojące za Po drugiej stronie przysłania redakcja i edycja poszczególnych fragmentów antologii: słowne nadmiary, złe wyczucie akapitów, niczym nieuzasadnione zmiany rodzaju i wielkości czcionki, pojawiające się gwałtownie wcięcia w wersach, czy przenikające z innych wymiarów, bądź równoległych rzeczywistości, wyrwane z kontekstu słowa lub litery, potrafią zirytować nawet najmniej wrażliwego odbiorcę. Przez takie niedociągnięcia, teksty mają znacznie utrudnione zdanie i spora ich część, zwłaszcza autorstwa debiutantów wyłonionych w konkursie, ugina się od błędów oraz niespełnionych oczekiwań.

Zgodnie z założeniami antologii opowiadania można sklasyfikować ze względu na inspiracje Lovecraftem, Grabińskim oraz Ligottim, jednak w miarę przewracania kolejnych kartek, uwidacznia się też inny podział, ukryty, uwarunkowany ich jakością. Mamy więc teksty złe (tragiczne na poziomie literackim, koncepcyjnym i formalnym), nijakie (często bazujące na kiepskim pomyśle i zepsute od strony technicznej), dobre (niestety zbyt często upośledzone redakcją, brakiem korekty lub kombinacją obu) oraz bardzo dobre (które zazwyczaj cierpią tylko na niedostatki redakcyjne bądź nadmierny formalizm, zbyt sztywne trzymanie się konwencji).

Do grupy pierwszej zaliczyć można: Wspólną podróż Renaty Majgier (opowiadanie nieporadne w każdym aspekcie, odtwórcze, będące chybionym ukłonem w stronę kolejowej twórczości Grabińskiego), Paznokcie Łukasza Wesołowskiego, Uśmiech Zuzy Ryszarda Wojtyńskiego (autor świetnej grafiki okładkowej osiąga w nim literackie dno, serwując czytelnikom najbardziej infantylną historię w antologii, ośmieszając jednocześnie jej bohatera, Stefana Grabińskiego), Kłębowisko Dawida Kaina, Żart Mikołaja Zalewskiego (tytuł cudownie adekwatny do jakości samego tekstu) oraz wspominane już 21.XII.2012 Krzysztofa T. Dąbrowskiego i Dualizm Kazimierza Kyrcza. Teksty panów Kyrcza, Kaina, a zwłaszcza Dąbrowskiego, mimo że pisane przez, zdawałoby się, profesjonalistów, wypadają najsłabiej, nawet na tle debiutantów: są wymęczone, miałkie stylistycznie, z pomysłami, na które szkoda czasu i papieru.

Do opowiadań nijakich kwalifikują się: Trzy noce Leonida Andriejewa (przykład klasyki, która po latach wyraźnie trąci myszką, poza tym rytm polskiego przekładu odziera tekst z sugestywności), Żegnaj Melhizabet Bartosza Orlewskiego (autor ma dobry styl, ale nie zachwyca fabularnie, wzbudzając więcej konotacji z kiepską powieścią Grzędowicza Popiół i kurz niż z dobrym weird fiction) oraz W labiryncie Sapmi Magdaleny Knedler (doskonały przykład na to, w jaki sposób można zniszczyć niezły pomysł i świetny nastrój fabularnym bełkotem).

Grupę trzecią zasilają: Maszynista Tomasza Fenske (choćby ze względu na klimat kolei warto przeczytać, szkoda tylko że tekst psuje nijakie zakończenie), Ogniomistrz Rafała Chojnackiego (chyba najlepsze ze zbioru opowiadanie w hołdzie Grabińskiemu, sprawnie napisane, jednak zupełnie pozbawione nastroju), Fikcja przy ulicy Krzywej Pawła Matei (to mógł być najlepszy tekst antologii, jest niebywale gęsty, a jednocześnie brakuje mu redakcji, kilku fabularnych skrótów i finału mniej nasiąkniętego popkulturą, który zostawiłby czytelnika w niepewności totalnej), Cień pośród gwiazd Michała Leszczyńskiego, Opowieść o Lasocie Jakuba Łakomego oraz Język aniołów Marcina Knoppka.

Natomiast do grupy najlepszych tekstów beletrystycznych zaliczają się: Serce kolei Łukasza Orbitowskiego, Rubieżyca Tomasza Połońskiego (pod niemal każdym względem najlepsza opowieść antologii, którą warto poznać choćby ze względu na nastrój i cudowne wymieszanie tematów rodem z Łabędzia i złodziei Kostovej, opowiadań Lovecrafta i Grabińskiego), Wojna Wojciecha Guni (kluczowym słowem i wyznacznikiem jakości niniejszego tekstu jest paranoja), Śnienie Mateusza Kopacza (jak przystało na tłumacza silnie związanego z Lovecraftem, autor funduje czytelnikom najlepsze opowiadanie w duchu amerykańskiego mistrza, okraszone niepokojącym klimatem kaszubskiego jeziora) oraz Pocztówki z głębi Marcina Podlewskiego (zwycięzca jubileuszowego konkursu Nowej Fantastyki napisał na potrzeby Po drugiej stronie świetną hybrydę, łączącą twardą fantastykę naukową z weird fiction, która jako jedyna próbuje bawić się konwencją).

Na przykładzie powyższego wyliczenia widać, że tekstów dobrych i bardzo dobrych jest więcej niż słabych i nijakich. Szkoda tylko, że złe opowiadania tak bardzo męczą i rozmywają ideę antologii. To właśnie one zostają z czytelnikiem na dłużej, jakby niesmak osadzał się trwale na czytelniczych kubkach smakowych. W części beletrystycznej brakuje po prostu petardy, prozy, która absorbowałby stylistycznie, formalnie i odważnie bawiła konwencją, której liczne niedostatki techniczne antologii by nie osłabiły, a złe jakościowo teksty nie byłby w stanie zagłuszyć.

Na zakończenie jednak czytelnik dostaje zbiór kilku rozpraw teoretycznych, które są najmocniejszą stroną Po drugiej stronie. Na pierwszy rzut idzie Stefan Grabiński. Później głos zbiera Lovecraft w listach i jak zawsze jest bezkonkurencyjny. Lecz to na sam finał pojawia się prawdziwa bomba (o sile mierzalnej w kilotonach) autorstwa Thomasa Ligottiego, który udowadnia, że nawet pisząc tekst z kategorii creative writing potrafi odbiorcę przerazić. I robi to skuteczniej, niż większość opowiadań zamieszczonych w antologii.

Uwidacznia się tutaj rozdźwięk między częścią teoretyczną a prozatorską i właśnie ten dysonans idealnie podsumowuje Po drugiej stronie: dobry pomysł zaprzepaszcza marne wykonanie, ciekawe teksty giną pod warstwą nijakich, a niemal cała część beletrystyczna niknie w trakcie kontaktu z piórem mistrzów, którym jest poświęcona. W założeniach idea była piękna, ale proces odziewania w materię zbyt mocno ją wypaczył, a ściana jaskini (czy w tym wypadku lustra) okazała się nazbyt chropowata.

GABRIEL AUGUSTYN

PS. od redakcji: wady korektorskie i redakcyjne miał w głównej mierze tylko pierwszy rzut antologii. Obecnie w sklepie wydawnictwa dostępny jest dodruk, który jest pozbawiony części błędów edytorskich.