autor: ŁUKASZ RADECKI

źródło: „Czachopismo”, nr 2 (3), 2007, str. 36 – 38.

HOWARD PHILLIPS LOVECRAFT

Niedoceniony geniusz

Część 1: Samotnik z Providence

Howard Philips Lovecraft urodził się 20 sierpnia 1890 roku w Providence, w stanie Rhode Island. Historia jego dzieciństwa mogłaby posłużyć za scenariusz do melodramatu. Jego ojciec, Winifield Lovecraft, został zamknięty w zakładzie specjalnym (gdzie zmarł, gdy Howard miał osiem lat). Matka, dotychczas zdominowana przez męża, przeniosła się do domu swego opiekuńczego dziadka, Whipple’a. Chłopiec już jako dwulatek powtarzał zasłyszane wiersze, w wieku lat trzech zaczął samodzielnie czytać, a pisać w gdy osiągnął wiek lat sześciu. Wtedy napisał swoje pierwsze opowiadanie – The Little Glass Bottle. Dom dziadka okazał się dla niego rajem – nie dość, że posiadał sporych rozmiarów ogród, w którym Lovecraft mógł bez przeszkód bawić się i marzyć, to dodatkowo był zaopatrzony w sporych rozmiarów bibliotekę, pełną książek o bardzo zróżnicowanej tematyce. Nigdy nie zdobył wyższego, ani nawet średniego wykształcenia, nauki szkolne pobierał nieregularnie. Mimo to dzięki sporej biblioteczce dziadka, Philips szybko opanował szeroką wiedzę encyklopedyczną. Czytał wszystko co wpadło mu w ręce – od bajek, przez mity greckie i orientalne, aż po zawiłe prace specjalistyczne z zakresu astronomii. Pomimo ogromnego już wtedy zainteresowania literaturą grozy, po raz pierwszy ujawnił swe umiejętności jako redaktor, redagując i samodzielnie wydając „The Scientific Gazette” (1899 – 1907) i „The Rhode Island Journal of Astronomy” (1903 – 1907). Te niewielkie wydawnictwa sprzedawał sam jeżdżąc na rowerze od drzwi do drzwi. Może i nie ma w tym nic szokującego, ale weźmy pod uwagę, że pierwszy numer „The Scientific Gazette” ukazał się gdy jego autor miał mniej więcej dziewięć lat! A warto wspomnieć, że młody redaktor nie czekał długo na publikacje w czasopismach profesjonalnych. Niestety, praktycznie cały ten czas spędzał niczym eremita:

Samotny, niezdolny do nauki z powodu chorób (głównie zmyślonych, gdyż był hipochondrykiem), często myślał o samobójstwie. Podobnie jak matka, cierpiał na poważne nerwowe załamanie (…) Wszystkie te kłopoty stanowiły dla niego źródło wstydu i z pewnością przyczyniły się do tego, iż był bardzo nieśmiały, a w konsekwencji tego przebywał z dala od ludzi[1]

Dodatkowo:

On sam – istotnie wyjątkowo chorowity i słaby, wychowywany w izolacji od rówieśników, w starej, rozpadającej się i pełnej najdziwniejszych książek budowli z późnych czasów kolonialnych[2]

Nieszczęścia spotęgowała śmierć ukochanego dziadka, a następujące po niej nieudane inwestycje doprowadziły rodzinę do bankructwa. Matka i ciotka młodego pisarza musiały sprzedać dom i przenieść się do tańszego mieszkania. Był to wielki cios dla młodego chłopaka. Nawrót choroby nerwowej doprowadził do przerwania edukacji w szkole średniej w 1905 i w 1908 roku. Do matury zostało mu dwa i pół roku, ale nigdy nie podjął na nowo nauki. Keith Herbert pisze:

Lovecraft nigdy nie pracował. Utrzymywał się z pieniędzy, które pozostały z rodzinnej fortuny i które zarobił jako pisarz opowieści niesamowitych i jako redaktor. Był arystokratą i przez całe życie nie mógł wybrać: być zawodowym pisarzem, pragnącym sukcesu i pieniędzy, czy obojętnym amatorem – gentlemanem, nie przejmującym się wymogami rynku. Mimo wątpliwości, Lovecraftowi powiodła się pierwsza próba sprzedania opowiadań. Wydawca „Weird Tales”, Edwin Baird, zaakceptował pierwszych pięć opowiadań, które otrzymał. Utwory mistrza pojawiły się w dziewięciu numerach, które ukazały się w okresie : koniec 1923 roku i początek 1925 (w tym czasie ukazało się jedenaście numerów pisma)[3]

Niestety, kiedy wydawcą „Weird Tales” został Farnsworth Wright, szczęście odwróciło się od Lovecrafta. Wright był sumiennym redaktorem, ale dziwaczne utwory pisarza z Providence nie odpowiadały mu na tyle, by zamieszczać je w czasopiśmie. Opowiadania takie jak Zew Cthulhu, dziś uznawane za klasykę, pojawiły się na łamach magazynu po kilkakrotnym odrzuceniu. Lovecraft próbował stworzyć coś, czym mógłby przypodobać się redaktorowi, ale ten pozostawał nieugięty – odrzucił zarówno, znane dziś, W górach szaleństwa tak i Cień spoza czasu Pojawiły się one na łamach „Asounding Stories”. Zniechęcony kolejnymi niepowodzeniami, Lovecraft zaprzestał walki o publikację swoich utworów. Sny w Domu Wiedźmy ukazały się tylko dlatego, że August Derleth, wieloletni przyjaciel pisarza z Providence, dał je Wrightowi w tajemnicy i zmusił do opublikowania.

W tym wlaśnie czasie Lovecraft poprawiał i redagował olbrzymią ilość opowieści niesamowitych, które nawet jak w przypadku Wzgórza Zealii Bishopa lub Z otchłani czasu Hazel Heald. były w 90 % utworami mistrza. Ciekawostką jest, iż utwory te Wright akceptował bez problemu, ale prace podpisane nazwiskiem Lovecraft były natychmiast odrzucane. Wszystko wskazuje na to, że w tym momencie pisarz przeżywał głęboki kryzys egzystencjalny. Był introwertywny i nerwowy od samego dzieciństwa, a sprzyjały temu liczne nieszczęścia w rodzinie. Sam mówił, że był wówczas bliski wegetacji niczym zwierzę. Od stanu całkowitego wycofania się z życia społecznego odciągnęła go możliwość pisania i współpracowania ze Zjednoczonym Towarzystwem Prasy Amatorskiej. Nie pragnął więcej. Spokój odnajdywał jedynie tworząc kolejne opowiadania – w swojej samotni w Providence. Tam pisał – tylko nocą, czasem za dnia, ale tylko przy zaciągniętych kotarach – i świetle lampy. Dom opuszczał w nocy – włóczył się wtedy po osamotnionych ulicach do wczesnych godzin porannych. Echa tych wypraw można odnaleźć w opowiadaniu Ciemne bractwo gdzie główny bohater – Phillips, zamieszkały w Providence (zbieg okoliczności?), wpada na trop przybyszy z obcej planety ukrywających się pod postacią klonów Edgara Allana Poe. Ale o wpływach tego ostatniego jeszcze przyjdzie czas wspomnieć (na marginesie warto zaznaczyć, że jest to opowiadanie Derletha).

Warto jednak zauważyć, iż raz w życiu Lovecraft zaryzykował próbę wydostania się ze swej pustelni. W 1924 roku, w czasie krótkiej wizyty w Nowym Jorku, poznał Sonię Haft Greene, kobietę dużo od niego starszą, wesołą i towarzyską, której w ogóle nie interesowały mroczne aspekty egzystencji tak absorbujące Lovecrafta. Ku powszechnemu zdumieniu, ten kilka tygodni później został jej mężem i zamieszkał wraz z nią w wynajętym mieszkaniu w Nowym Jorku. Rozważał teraz możliwość podjęcia regularnej pracy, zrezygnowania z ekscentrycznych przyzwyczajeń, oraz – co dziwiło najbardziej – sprzedaż domu w Providence. Jak się jednak można domyślić, dobrych chęci nie starczyło mu na długo. Czuł się źle wśród coraz to nowych, anonimowych twarzy, przygnębiały go przepływające ulicami tłumy. Nastrój ten znakomicie oddaje opowiadanie On.

Pisarz nie potrafił odnaleźć się między krewnymi żony i kolejnymi przyjęciami. Nie potrafił też zrezygnować ze swej niezależności. „Weird Tales” – wielokrotnie wspominane już wydawnictwo – zmieniało właśnie kierownictwo, i właściciel podpatrujący młodych pisarzy zaproponował Loveceraftowi posadę redaktora:

Była to możliwość kusząca i szansa na pracę zgodną z upodobaniami, ale też jakiekolwiek obowiązki ujęte w system godzin przerażały niedawnego samotnika bardziej, niż wszystkie jego wymyślone potwory razem wzięte. Nigdy też nie zdobył się na udzielenie pismu jednoznacznej odpowiedzi[4]

Rozwiódł się po dwóch latach małżeństwa i wrócił do Providence, gdzie mógł bez problemów poświęcić się swojej pasji pisania. Wiadomą rzeczą jest, iż był dziwakiem. Miał skłonności do hipochondrii, alergię na zimno – czuł się wówczas źle lub natychmiast chorował. Tylko raz wyszedł z domu, gdy temperatura spadła poniżej czterech stopni Celsjusza. Pozował na starszego niż był w istocie, odrzucał morskie potrawy. Jego artystyczne i społeczne poglądy odpowiadały bardziej odległym czasom, niż tym, w których przyszło mu żyć. Był zarówno naukowcem jak i filozofem, posiadał ogromne zdolności i niesamowity umysł. Przyjaźń z nim zmieniła większość ludzi znających go – wielu z nich zachęconych i oświeconych erudycją i nie pozbawioną sensu filozofią, osiągnęło większą sławę niż ich mentor. Wielu wyprawiało się do niego tylko ze względu na zasłyszane od znajomych opowieści o jego niezwykłej osobie. Wszyscy, którzy zetknęli się z nim osobiście, zgodnie stwierdzali, iż jest to człowiek godzien poszanowania, a nawet uwielbienia. Nie miał nic wspólnego z pisarzami pozującymi na groźnych i nieprzystępnych. Był samotnikiem, z wyboru, nie dla efektu:

„(…) był kulturalnie i przyjaźnie nastawiony do świata. Jedna z opowieści głosi, że kiedy nocą znalazł na dworze kotka, zabral go do domu, nakarmił i posadziwszy na swych kolanach głaskał, aż ten zasnął. Widząc to pisarz nie podnosił się z fotela przez całą noc, żeby nie zbudzić zwierzątka[5]

Lovecraft zmarł w prawie całkowitym zapomnieniu 15 marca 1937 roku, w wieku 46 lat. Śmierć spowodowała choroba Brighta i złośliwy rak. Niemal natychmiast nastąpił proces jego literackiej kanonizacji. August Derleth wraz z Donaldem Wandreiem założyli wydawnictwo Arkham House które w owym czasie zajmowało się publikacją jedynie utworów Lovecrafta, a dziś prosperuje jako jedno z najlepszych wydawnictw literatury grozy. Nie wszyscy jednak byli skłonni do chwalenia Lovecrafta – jak to robili czytelnicy amerykańscy. Mimo, że pisarz do perfekcji opanował tworzenie nastroju grozy i beznadziejnego położenia nie tylko głównych bohaterów, ale czasem i całej ludzkości, to jednak często popełniał błędy stylistyczne, wykazywał brak konsekwencji i motywacji głównych bohaterów. Niektórzy uważają, że znaczna część sukcesu pisarza tkwi w sferze zjawisk luźno tylko związanych z tekstami. Marek Wydmuch napisał:

Najkrócej ujął to zagadnienie Edmund Wilson (który, nawiasem mówiąc, nie cierpi Lovecrafta z całej duszy, dzieląc tę antypatię z wieloma amerykańskimi pisarzami i krytykami na przykład z (…) Izaakiem Asimovem ), pisząc w eseju Opowieści o rzeczach śmiesznych i cudownych: «Twórczość Lovecrafta jest przerażającym atakiem frontalnym przeciw wszystkiemu w co wierzy Ameryka»”[6]

Za głosem tym podąża Gerard Klein – francuski krytyk marksistowski, twierdząc, iż opowiadania Lovecrafta ucieleśniają cały niepokój i całą alienację człowieka w późnej fazie kapitalizmu. Również Fredric Armand mówi:

W opętańczych snach… dostrzegł on dziwaczne proporcje między człowiekiem, ziemią i wszechświatem – i wyczuł złowrogo małe rozmiary człowieka – mrówki, którą stworzyły sobie istoty spoza przestrzeni i czasu przez pomyłkę lub dla zabawy. Językiem racjonalisty mówił o realności fantazji, o racjonalności tego co irracjonalne i magiczne. Tym zaś musiał narazić się społeczeństwu, wierzącemu głęboko w schemat: wolność – rozwój – stabilność – nauka[7]

Możliwe jest więc, że literatura Lovecrafta będzie uważana za pozbawioną jakichkolwiek głębszych podtekstów. Zresztą – ów samotny dziwak nigdy chyba nie marzył o tym, iż jego osoba wywoła kiedyś tyle zamieszania. Trafił po prostu na właściwy grunt, tworząc swe utwory w czasach Wielkiego Kryzysu. Nawet Maria Janion zauważa, że istnieje wyraźny związek między literaturą fantastyczną a kryzysem politycznym Zachodu.

A Lovecraft? On po prostu chciał pisać swoje opowiadania, ciężko pracując nad odnalezieniem własnej wizji horroru…

Przypisy:
[1] Krzysztof Azarewicz, Igrając z Zakazanym, (w) „Wiedza Tajemna”, nr 3/4 2000, s.62
[2] Marek Wydmuch, Cień z Providence, (w) H.P. Lovecraft, Zew Cthulhu, przekł. R. Grzybowska, Warszawa 1983, s. 6
[3] Keith Herbert, Howard Lovecraft Phillips, (w) Sandy Peterson, Lynn Willis, Zew Cthulhu – podręcznik dla graczy, Warszawa 1998, s. 106
[4] Marek Wydmuch, Cień z Providence, (w) H.P. Lovecraft, Zew Cthulhu, przeł. R. Grzybowska, Warszawa 1983, s.10
[5] Ed Gore, H.P. Lovecraft w systemie Zew Cthulhu, przekł. Miłosz (w) „Magia i Miecz”, nr 6 1998, s.72
[6] Marek Wydmuch, Gra ze Strachem, Warszawa 1975, s.144
[7] Fredric Armand (w) Marek Wydmuch, Gra ze Strachem, Warszawa 1975, s.144