25 lutego 2016 | Komiks, Recenzje | 0 comments | Autor: Krzysztof "Grisznak" Wojdyło
Tytuł: Remina – Gwiazda Piekieł
Autor: Junji Ito
Przekład: Paweł Dybała
Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica
Data: 2014
O ile w japońskiej popkulturze bez trudu znajdziemy tytuły jawnie odnoszące się do twórczości Cienia z Providence, czy to bardziej serio (Deus Machina Demonbane, gra wydana także po angielsku), czy żartem (Nyarko-san: Another Crawling Chaos, seria anime o dziewczęcych personifikacjach Wielkich Przedwiecznych), albo nawet bezpośrednie adaptacje (Ogar i inne opowiadania autorstwa Gou Tanabe, manga wydana m.in. w Polsce), to generalnie w tamtejszym horrorze wpływ dokonań Lovecrafta nie jest tak silny, jak na zachodzie. W sumie nic dziwnego – Japonia ma przebogatą kolekcję własnych potworów, demonów i straszydeł, więc Cthulhu i spółka nie bardzo mają tam czego szukać. Co nie znaczy, że nie znajdziemy mang będących owocem inspiracji mitami. Jednym z takich tytułów jest Remina: Gwiazda Piekieł autorstwa Junjiego Ito, autora uważanego za niekoronowanego króla japońskiego horroru.
Niedaleka przyszłość. Doktor Ooguro dokonuje odkrycia nowej planety, która niespodziewanie wyłoniła się z przestrzeni kosmicznej w pobliżu Układu Słonecznego. Świadom wagi swojego dokonania, nadaje nowemu ciału niebieskiemu imię swojej córki – „Remina”. W zglobalizowanym świecie, gdzie każda informacja dociera wszędzie z szybkością błyskawicy, rośnie podniecenie odkryciem, a wraz z nim, niespodziewanie, pojawia się zainteresowanie młodą, śliczną Japonką, której imię nosi planeta. Remina ze zwykłej szesnastolatki momentalnie staje się celebrytką o międzynarodowej popularności. Podczas gdy telewizje na całym świecie ubiegają się o wywiady z nią, naukowcy z zaskoczeniem obserwują, że planeta nosząca jej imię zachowuje się nietypowo – zamiast pozostać na orbicie, mknie przez Układ Słoneczny. Stojące na jej drodze planety znikają jedna po drugiej…
Zachwyt Reminą momentalnie przeradza się w przerażenie jej imienniczką – niewielu ma bowiem wątpliwości, że Ziemia będzie następna w kolejce. Na świecie wybucha panika, a bezradna ludzkość desperacko szuka sposobu na ocalenie. Rzucając się ze skrajności w skrajność, przerażeni ludzie w końcu odnajdują kozła ofiarnego – uwielbianą jeszcze niedawno Reminę. Oskarżona o sprowadzenie zagłady, staje się celem polowania rozhisteryzowanych tłumów fanatyków. A tymczasem na Ziemię pada cień planety – i okazuje się, że wcale nie jest ona tym, czym mogłoby się wydawać. Rzeczywistość jest o wiele bardziej przerażająca.
W „Reminie: Gwieździe Piekieł” Junji Ito składa niejako hołd gatunkowi określanemu jako „kosmiczny horror”, którego ojcem był H.P. Lovecraft. Przy czym, jak na fachowca przystało, robi to nietypowo. Zamiast naszpikować historię oczywistymi dla każdego aluzjami, nawtykać jednoznacznie brzmiących nazw, Ito postanowił pójść w inną stronę. Stworzyć opowieść katastroficzną, w której Wielki Przedwieczny przybywa i robi to, co w historiach Lovecrafta najwyżej zapowiadano. Pokazał bezradność ludzkości, która mimo rozwiniętej techniki i nauki nic nie może poradzić w obliczu nadchodzącej zagłady i w ostatnich odruchach zachowuje się nieracjonalnie, popadając w masowy obłęd.
Tym, co nas zapewne interesować będzie najbardziej, jest tytułowa Gwiazda Piekieł. Kreując Reminę, Ito niewątpliwie zainspirował się (to brzmi chyba wystarczająco dyplomatycznie…) istotą wymyśloną przez Ramsaya Campbella o imieniu Ghroth. O ile jednak Wielki Przedwieczny Campbella jest niszczycielem życia, tak Remina jest pożeraczem, pod pewnymi może względami bliskim nawet Galactusowi z komiksów o Silver Surferze. Ale jeśli chodzi o całokształt to lovecraftowska geneza jest tu widoczna – przybywająca z kosmosu istota, niemożliwa do ogarnięcia ani zrozumienia ludzkimi umysłem, całkowicie obca, niosąca zniszczenie, przed którym nie ma obrony, wywołująca obłęd i strach oraz – co nie bez znaczenia – posiadająca macki.
Czytałem sporo mang autorstwa Junjiego Ito, a jego kolejne tytuły wydawane są u nas regularnie w ramach serii Junji Ito – Kolekcja Horrorów. Autor ten najlepiej czuje się w krótkich opowieściach lub w zbiorach tychże połączonych jednym motywem. Najlepszym przykładem takich pozostaje chyba najbardziej znany komiks Ito – Tomie. Natomiast gdy przychodzi do stworzenia jednej, dłuższej historii, pojawiają się problemy. Widać to było w jego bodaj najbardziej znanym tytule tego typu – Gyo: odór śmierci, można też zauważyć tutaj. Początek jest świetny i trzyma w napięciu przez pierwsze kilkadziesiąt stron, ale gdzieś tak w połowie autor ewidentnie zaczyna mieć problemy z pomysłami i, ciągnąc opowieść, miejscami popada w niezamierzoną śmieszność. Choć dalej potrafi zaskoczyć czytelnika (vide wizja powierzchni Reminy), to niestety poziomu z początku już nie odzyskuje, a finał całości może rozczarowywać. O tym, co jest najmocniejszą stroną twórczości Ito, czytelnik może się przekonać z dołączonej do komiksu krótkiej opowiastki Miliardy szwów.
Junji Ito jest tym twórcą, który w swoich horrorach nie obawia się naturalizmu i mocnej makabry – wszak komiks to medium operujące głównie obrazem. Autor nieraz pokazał, że potrafi przekraczać granice tego, co zwykle określa się mianem „smaku”. Ale w Reminie wyraźnie przystopował, uznając najwyraźniej, że konwencja makabry nie do końca pasować będzie do tego typu opowieści. Zamiast tego zafundował czytelnikowi sporo wizjonerskich kadrów, szkoda tylko, że te najlepsze pojawiają się, paradoksalnie, w najsłabszych fabularnie momentach komiksu.
Remina: Gwiazda Piekieł to manga, acz jeśli komuś słowo kojarzy się z pewną konwencją, to kontakt z komiksami Junjiego Ito może go zaskoczyć. Rysownik od początku tworzył komiksy przeznaczone dla dorosłych czytelników, zatem próżno szukać tu elementów takich jak zaburzone proporcje, zbyt duże oczy itd. Zarówno rysunek, jak i kadrowanie niespecjalnie różnią się od kanonów zachodniego komiksu. Realizm pozostaje jednym ze elementów rozpoznawczych stylu Ito, czym wyróżnia się wśród wielu japońskich kolegów po fachu. Jeśli miałbym do rysunku Ito jakieś uwagi, to chyba głównie takie, że rysując ludzi w całkowicie zwykły sposób, nieznacznie różnicuje ich wygląd, przez co często są do siebie bardzo podobni.
Za polskie wydanie tego tytułu odpowiada wydawnictwo J.P. Fantastica, które opublikowało go jako wydanie ekskluzywne. Manga ukazała się w formacie A5, w jednym tomie, liczącym łącznie niemal trzysta stron, w czerni i bieli, z kolorową obwolutą, zaś poza Reminą znajdziemy tu jeszcze bardzo udaną miniaturkę Miliardy szwów, swoją drogą – bardziej typową dla tego autora niż główna opowieść. Od strony technicznej nie mam zastrzeżeń – podobnie rzecz się ma z przekładem autorstwa doświadczonego tłumacza mang, Pawła Dybały.
Na pewno nie nazwałbym Reminy: Gwiazdy Piekieł najlepszą mangą w bogatym dorobku Junjiego Ito. Jest to natomiast niewątpliwie najbardziej lovecraftowska manga (obok Ogara…) spośród wydanych w Polsce i już z tego tylko powodu warta uwagi, nawet (a może głównie) wśród tych, którzy szukają odniesień do twórczości Cienia z Providence w tak odległym mu medium, jakim jest komiks.
Krzysztof „Grisznak” Wojdyło