autor: ŁUKASZ RADECKI

źródło: „Czachopismo”, nr 4 (5), 2007, str. 56 – 59.

HOWARD PHILLIPS LOVECRAFT

Niedoceniony geniusz

Część 3: Od Poego do „Necronomiconu”

Już w dzieciństwie fascynowały go różne religie, zwłaszcza te starożytne, tajemnicze i surowe. Z biegiem czasu jego wyobrażenia zaczęły ewoluować; popierane coraz intensywniejszym egzystencjalizmem przekonania spowodowały pojawienie się w jego utworach starożytnych i innych mało znanych bóstw. Zbiór historii na temat tych istot został nazwany od imienia najbardziej znanego bóstwa „Mitologią Cthulhu”. W wielu opowiadaniach Lovecraft opisuje nieco dokładniej naturę tych mitów, poszerzając za każdym razem wiedzę o Przedwiecznych. Historie te zafascynowały czytelników, a także okultystów do tego stopnia, iż zaczęli poszukiwać księgi opisującej możliwość przywołania Wielkich Starych Bóstw, której autorem jest szalony arab Abdula Alhazreda – Necronomiconu. Zatrzymajmy się przy niej na dłużej, gdyż jej wpływ na literaturę nie tylko Lovecrafta jest wielki. Tym bardziej istotnymi stają się przypuszczenia naukowców skłaniające się ku teorii podważające autentyczność takiej Księgi. Powszechnie uważa się iż Necronomicon został spisany około 730 roku naszej ery pod pierwotnym tytułem Kitab Al- Azif. Według samego Lovecrafta osiem lat później Abdul Alhazred, autor bluźnierczej Księgi, zostaje rozerwany przez niewidzialną bestię na ulicach Damaszku, o czym zaświadcza słynny arabski biograf – Ibn Khallikan[1]. Jednakże w biografii Khallikana nie znaleziono żadnych wzmianek o Alhazredzie. Istnieją podejrzenia, iż w trakcie przepisywania tekstu późniejsi kopiści ominęli fragmenty dotyczące autora Al- Azif, mógł on tam występować pod innym imieniem. Pojawiają się jednak kolejne sprzeczne kwestie:

Dotyczą one między innymi imienia „Abdul Alhazred”. Przypuszcza się, że skryba przepisujący Al- Azif dokonał fatalnej pomyłki. Abdul nie jest imieniem arabskim, Hazred zaś nie jest słowem mającym cokolwiek wspólnego z tym językiem. Prawdopodobnie nastąpiło zniekształcenie, z którego można odtworzyć oryginał. Niewykluczone, iż prawidłowe imię powinno brzmieć Abd al-Azred ( Abd – „sługa”, zarada – „dusić” lub pochłaniać, czyli „Sługa tego, który dusi i pochłania”). Inna koncepcja sugeruje, że imię autora nie ma nic wspólnego z językiem arabskim, a oznacza pochodzące z jemeńskiego wyrażenie „ten-który-widzi-to-czego-nie-powinno-się-widzieć”[2]

Podobne implikacje dowodzą tylko zainteresowania czytelników ową Księgą ludzi, którzy potrafili wyjaśnić każdą niejasność związaną z Necronomiconem, która prawdopodobnie w ogóle nie istniała! Dociekano skąd Lovecraft czerpie informacje na temat Księgi i czy jest w stanie poświadczyć o jej autentyczności. Ten jednak ani myślał pobudzać ich jeszcze bardziej, i ku ogromnemu zdziwieniu wielokrotnie zaprzeczał istnieniu Necronomiconu twierdząc, że jest on tylko i wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Niemniej jednak udało mu się zebrać rzekome fakty dotyczące jego historii. Najobszerniej przedstawił je w krótkim eseju zatytułowanym Historia Necronomiconu, którego pierwowzorem był list Lovecrafta do wspominanego już pisarza Clarka Ashtona Smitha:

Wydaje się, że to szokujące bluźnierstwo zostało stworzone przez mieszkańca Sanny, w Jemenie, (…) który odbył wiele tajemniczych pielgrzymek do ruin Babilonu, katakumb Memfis, nawiedzanych przez diabła miejsc oraz nietkniętych przez ludzką stopę pustkowi wielkich południowych pustyń Arabii – Raba el Khaliyeh, gdzie, jak twierdził, znalazł zapisy o rzeczach starszych niźli rodzaj ludzki i nauczył się czcić Yog- Sothotha i Cthulhu. Abdul napisał księgę kiedy był już w podeszłym wieku, kiedy to spędzał czas w Damaszku. Oryginalny tytuł brzmiał Al Azif-azif i oznacza nazwę stosowaną dla określenia owych dziwnych nocnych szumów (owadów), które Arabowie przypisują wyjącym demonom. Alhazred zmarł – lub znikł – po strasznych wydarzeniach w roku 728. W 950 roku Al Azif został przetłumaczony na Grekę przez Bizantyjczyka Teodora z Filetu pod tytułem Necronomicon. Wiek później księga została spalona na polecenie Michała, Patriarchy Konstantynopola. Przetłumaczony na Łacinę przez Olausa w 1228 roku, umieszczony został w Index Expurgatorius przez papieża Grzegorza IX w roku 1232. Oryginał arabski zaginął jeszcze przed narodzinami Olausa, a ostatnią grecką kopię zniszczono w Salem w 1692 roku. Dzieło było drukowane w XV, XVI i XVII wieku, ale obecnie pozostało niewiele kopii. Gdziekolwiek istnieje, jest chronione przez wzgląd na dobro świata[3]

Tego typu wypowiedzi tylko podsycały ciekawość czytelników i początkujących okultystów, którzy za wszelką cenę starali się dotrzeć do tajemniczej księgi. Dzięki ich wytrwałości pierwsza „współczesna” kopia Necronomiconu ukazała się w 1973 roku nakładem Owlswick Press, a do jej wydania przyczynił się pisarz i biograf Lovecrafta, L. Sprague de Camp. Szybko jednak okazało się, że mamy do czynienia z mistyfikacją, gdyż „autor” podając jako genezę odnalezienia Księgi przypadkowe natknięcie się na stare manuskrypty w czasie podroży do Indii, w rzeczywistości po prostu skopiował osiem stron pewnego syryjskiego rękopisu, wielokrotnie powtarzając padające w nim słowa w różnych konfiguracjach i z różnymi końcówkami. Nie upłynęło wiele czasu, a pisarz sam przyznał się, że wymyślił całą tę historię i namawiał, by traktować ją jako żart.

Wkrótce zaczęły ukazywać się kolejne; „oryginalne” wersje Necronomiconu oparte częściowo na literaturze Lovecrafta, w większości jednak infekowane pomysłami autorów chcących przysporzyć sobie sławy jako odkrywców jedynej ocalałej wersji tej intrygującej Księgi. Nazwiska i zawartość poszczególnych wydań można mnożyć w nieskończoność, jak dotąd nikt jednak nie znalazł tej wersji, którą opisywał pisarz z Providence[4].

Cóż jest więc takiego w tej Księdze, że pobudza ludzi do aż tak czasochłonnych poszukiwań? Wedle historii zawartych w opowiadaniach Lovecrafta, a także na podstawie rozmaitych podań związanych z Al Azif, jest to typowa księga magiczna, opisująca po pierwsze całą mitologię Cthulhu, konflikt Starożytnych Bóstw z Wielkimi Przedwiecznymi, a także sposoby wypatrywania i przywoływania kolejno tych drugich. Nic więc dziwnego, że mimo konsekwentnych zaprzeczeń pisarza co do autentyczności istnienia owej księgi, wielu badaczy poszukiwało prawdziwego Necronomiconu. Co ciekawe, nie zraził ich fakt, iż miasta opisywane nagminnie przez Lovecrafta: Dunwich, Innsmouth, Kingsport, a przede wszystkim Arkham, oraz związany z nimi Uniwersytet Miskatonic, jak i rzeka o tej nazwie, nie istnieją i są również wymysłem autora. Ich pasji nie zakłócił nawet fakt, że twórca tego dzieła, legendarny Abdul Alhazred okazał się być alter ego pisarza, pseudonimem, wymyślonym w dzieciństwie pod wpływem lektury Księgi tysiąca i jednej nocy.

Odkrycie to pociągnęło za sobą kolejne spekulacje. Jedni stwierdzili, że w takim razie to Lovecraft jest jedynym prawdziwym autorem Al Azif, obóz ten jednak podzielił się na dwa ugrupowania. Pierwsze, bardziej racjonalistyczne, twierdziło iż mimo pseudonimu Abdul Alhazred pojawiającego się jako autor księgi, należy to dzieło traktować jako kolejne opowiadanie, wyszukaną ale jednak fikcję literacką. Drugie ugrupowanie uważa, że istotnie Lovecraft jest autorem Necronomiconu, ale do czynu tego skłoniły go właśnie moce Stamtąd, nawiedzając go podczas snów bądź też na jawie. Fakt ten zdaje się potwierdzać świetne opowiadanie Augusta Derletha Lampa Alhazreda (The Lamp of Alhazred). Jest to historia niejakiego Warda Philipsa, (czy na pewno zbieżność z drugim imieniem pisarza jest przypadkowa?) którego życie dziwnie przypomina biografię Lovecrafta:

Philips miał lat trzydzieści i był słabego zdrowia, wynikało to z przewlekłej choroby, która nękała go jeszcze od dzieciństwa. Przyszedł na świat w rodzinie średnio zamożnej, (…) został pisarzem, płodził opowiadania do tanich brukowych czasopism, a żeby związać koniec z końcem, poprawiał również teksty literackie, zarówno wiersze jak i prozę; były to utwory zazwyczaj lichej jakości, których niezliczoną masę przysyłali doń literaci dalece mniej odeń utalentowani…[5]

We fragmencie tym, a także w kilku następnych, autor daje wyraz niezadowoleniu jakie wywoływał u niego fakt częstego imania się przezeń takich zajęć jak poprawianie cudzych tekstów. Dowiadujemy się także, iż Philips jest wysokim, chudym mężczyzną, bardzo chorowitym, którego największą pasją są nocne wycieczki po rodzinnym Providence, oraz praca do późnych godzin przy pisaniu własnych opowiadań. Bohater (podobnie jak Lovecraft) został wcześnie sierotą. Jego jedyny opiekun – dziadek – umiera pozostawiając wnukowi w spadku tajemniczą lampę.

…lampa pochodziła z pewnego starożytnego grobowca w Arabii. Należała ona niegdyś do na wpół obłąkanego Araba znanego jako Abdul Alhazred i była dziełem mitycznego plemienia Ad – jednego z czterech tajemniczych, mało znanych szczepów zamieszkujących Arabię: Ad na południu, Thanood na północy, a Tasm i Jadis w środkowej części półwyspu. (…) Może ona przynosić rozkosz zarówno zapalona, jak i pozostając zgaszona. W podobny sposób potrafi dostarczać bólu. Jest źródłem zarówno ekstazy, jak i grozy[6].

Szybko okazuje się, że lampa jest jakby oknem, ale nie, jak to zwykło bywać u Lovecrafta, do innych wymiarów, lecz do przeszłości naszej planety. Bohater widzi dziwne miasta, które istniały jeszcze przed nastaniem człowieka, a w głowie słyszy ich nazwy. Obserwuje też miasta obecne, które choć widziane pierwszy raz wydają mu się dziwnie znajome:

Zobaczył stare miasto z domami o dwuspadowych dachach i z biegnącą przez środek nitką mrocznej rzeki, miasto wyglądające jak Salem, ale znacznie bardziej niesamowite i posępne- nadał mu nazwę Arkham, rzece zaś Miskatonic. Ujrzał złowrogie, budzące niepokój nadmorskie miasto Innsmouth i leżącą za nią Diabelską Rafę. Widział morską głębię, w której spoczywa w uśpieniu martwy Cthulhu[7].

Wszystkie te miejsca i postacie odgrywają kluczową rolę w znakomitej większości utworów Lovecrafta, nic więc dziwnego, że bohater tego opowiadania – Philips – pod wpływem tajemniczej lampy zaczyna spisywać opowiadane przez nią historie, które z czasem ukazują się drukiem i przynoszą mu niewielki, ale satysfakcjonujący sukces. A że historie te opisują mity o Cthulhu, Hasturze Niewysłowionym, o Yog-Sothocie, Shub-Niggurath, Czarnej Kozie z Tysiącem Młodych, Hypnosie – bogu snów, Wielkich Pradawnych i ich posłańcu Nyarlathotepie, a także koszmary w Dunwich, grzyby z Yuggoth, widmo nad Innsmouth bądź szepczących w ciemności? Czyli wręcz wymienia tytuły najznamienitszych bóstw i utworów Lovecrafta? Dla wielu osób był to więcej niż przypadek, są więc skłonni ku teorii o rzekomym opętaniu pisarza czego dowodem ma być wyżej wspomniane opowiadanie.

Mniej radykalną teorię wysnuwają Justin Geoofry i Colin Low. Twierdzą oni jakoby żona Lovecrafta spotkała się ze słynnym magiem Aleistrem Crowleyem, kiedy ów przebywał w Stanach Zjednoczonych i wręczył jej kopię swojej Księgi Prawa, która miała stać się inspiracją do stworzenia wątku Necronomiconu. Jako dowód podają liczne zbieżności zachodzące pomiędzy kultem Crowleya, a panteonem Wielkich Starożytnych. Teoria ta, podawana między innymi przez Azarewicza, ma jednak sporą lukę, trudno bowiem wyobrazić sobie sprzedawczynię kapeluszy jako zwolenniczkę Crowleya. Z drugiej strony historia jest na tyle nieprawdopodobna i niezwykła, że aż chciałoby się w nią wierzyć.

Wróćmy jednak do tych, którzy są przekonani o autentyczności tej księgi, a Lovecrafta uważają za jej współczesnego odkrywcę. Na przykład doktor Stanislaus Hinterstoisser, przewodniczący Salzburskiego Instytutu Badań nad Magią i Zjawiskami Okultystycznymi, jest zwolennikiem teorii, iż ojciec pisarza, Winfield był członkiem sekty wolnomularskiej, i to właśnie w jego bibliotece znajdować się miała kopia oryginalnego Necronomiconu. Lovecraft do tego stopnia urzekł niektórych czytelników opowieściami o mitach Cthulhu, że nie chcieli uwierzyć w fałszywość dzieła, wierząc, iż pisarz unikał powiedzenia prawdy o tym przerażającym bluźnierstwie w obawie o utratę rozsądku i wiekuiste popadnięcie w obłęd tych, którzy zapoznają się z jego zawartością. Jednak wątek tej „odrażającej” Księgi, obłożonej ludzką skórą jest tak rozległy, a stowarzyszenia i kościoły kultywujące wiarę w Wielkich Przedwiecznych tak rozprzestrzenione po świecie, że mogłoby to być tematem osobnej, dużo większej pracy. Pozostańmy więc tylko przy Lovecrafcie jako pisarzu posiłkującemu się mitem Necronomiconu, a nie jako autorze go współtworzącym. Należy przyznać, że o ile warsztatowo historie te są niedopracowane, o tyle od strony merytorycznej stanowią istne opus magnum literatury grozy. Mity te powiadają, iż naszą planetę nawiedziły niegdyś istoty z odległych wymiarów w czasie i w przestrzeni. Zbudowały własne miasta na szczytach gór, w lasach i wśród lodowych pustkowi. Dni stały się ciemnością, a one pławiły się w wielkim zepsuciu. Tymczasem Starsi Bogowie sprzeciwili się pogwałcaniu ziemskiej czystości i w wielkiej bitwie pokonały Przedwiecznych, zamykając ich następnie w wymiarach Poza, a jednego z nich, Cthulhu, umieścili w zatopionym mieście R’lyeh, gdzie śpi on snem umarłych. Ale jak mówi Necronomicon i większość opowiadań pisarza:

Nie jest umarłym ten, który może spoczywać wiekami
Nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami [8]

Ciekawostką jest, iż opisy R’lyeh wielu naukowcom kojarzą się z Atlantydą. Z drugiej strony Platon uważał, że Atlantyda leży pośrodku oceanu, a gdy spojrzeć na globus od dołu, ocean mamy tylko jeden… Wniosek? Podobno Antarktyda jest pozostałością Atlantydy. A związek z Lovecraftem? Jedno z miast Starszych Istot, wykute w lodzie Kadath, znajduje się (według pisarza) właśnie na Antarktydzie, która w czasach jemu współczesnych była właściwie nie znana. I w ten oto sposób zatoczyliśmy koło. Dodać w takim razie należy, że historia Kadath, górzystej lodowej krainy znajdująca się w minipowieści W górach szaleństwa (At the Mountains of Madness), odwołuje się wprost, wręcz po imieniu do Edgara Allana Poego:

Danforth (…) stwierdził (…),iż góra ta, odkryta w 1840 roku, była bez wątpienia inspiracją Poego (…) Danforth był miłośnikiem mrocznych lektur i dużo opowiadał o Poem. Mnie osobiście zainteresował antarktyczny wątek jedynego długiego opowiadania Poego – wstrząsającego i enigmatycznego Arthura Gordona Pyma[9].

Lovecraft jak widać był mistrzem w łączeniu ze sobą różnych wątków, wystarczy wspomnieć opisywane już przyrównywanie Kadath i R’lyeh do Atlantydy, czy też opinie Justina Geoofreya i Colina Lowa porównujących mitologię Cthulhu do mitologii Crowleya. Dodajmy do tego jeszcze rzekomy oryginalny tytuł NecronomiconuAl Azif-azif, czyli zbiorową świadomość owadów – a stąd już tylko kroczek do szarańczy i związanego z ową zbiorowością asyryjskiego demona – groźnego Pazuzu. Demon ten zaś wywodzi się w prostej linii ze starożytnego Sumeru, gdzie odnajdujemy umarłego, a zarazem śpiącego boga – Dumuzi. Również u Sumerów można odnaleźć potworne demony Udug[10], których wygląd i poszczególne określenia przypominają różne wcielenia Nyarlathotepa, przerażającego posłańca Przedwiecznych. Nie znaczy to w żadnym razie, że Lovecraft wykorzystywał oklepane schematy, podobnie jak w przypadku wzorców literatury grozy czerpał z nich inspiracje, ale przerabiał je po swojemu.

A dlaczego nazywa się go współczesnym Kafką i Poem? O ile podobieństwa do Poego, zarówno pod względem pomysłów (i ich nowatorstwa) jak i nastroju panującego w utworach obu pisarzy są dość widoczne (chociażby z tego względu, że obaj dziś już stanowią klasykę literatury grozy), o tyle podobieństw do Kafki trzeba się doszukiwać. Nie jest to jednak tak trudne jak mogłoby się z początku wydawać. Prawda jest taka, że Lovecraft całe swoje życie poświęcił pisaniu mrocznych gotyckich opowieści. Ich treść jednak wykraczała daleko poza tradycyjne rozumienie literatury grozy. Poruszał w nich filozoficzne zagadnienia, które dotyczyły przytłaczającego ogromu kosmosu, nieskończoności wszechświata, czy też kruchości ludzkiego istnienia, często ocierając się o egzystencjonalizm. Wracając do samej mitologii, a co się z tym wiąże do Necronomiconu, Krzysztof Azarewicz wysnuwa bardzo ciekawą teorię wyjaśniającą zapotrzebowanie na tę księgę oraz na literaturę lovecraftowską w ogóle:

Skąd bierze się nań zapotrzebowanie i z jakiego gruntu wyrasta? Kto wie, czy najbardziej nie zbliżymy się do prawdy jeśli uznamy „Necronomicon” za „uwspółcześnioną” wersję dawnej gnostyckiej opowieści o samotności człowieka, konflikcie dobra ze złem i nieudanym małżeństwie ducha z materią. Opowieści, której najlepszą egzemplifikacją byłaby sama biografia Lovecrafta, wcześnie osieroconego przez swych szalonych rodziców, borykającego się z własnym talentem i nieufnością wobec ludzi[11].

Nieprzypadkowo również Lovecraft nacechował swe utwory symboliką akwatyczną. Przecież mit o potopie wpisany jest zarówno w historię chrześcijaństwa, a wywodzi się z jeszcze starszych przypowieści (wspomnijmy tu choćby legendę o Nefilim – szkaradnych gigantach narodzonych ze związku aniołów i ludzi- zatopionych wedle żydowskich midraszy przez oczyszczające wody potopu). Bogowie w każdej prawie mitologii zalewali ziemię wodą by pozbyć się rozprzestrzeniającego się zła. Wiadomo jednak, że symbolika ta wiąże się z pamięcią, a to co w niej zatopione, wcale nie ginie, tylko staje się wieczną klątwą, czyhającą na przyszłe pokolenia. Stąd też, zarówno w opowiadaniach Lovecrafta, jak i w Necronomiconie mowa o Starożytnych, którzy „byli, będą i znów nastaną”. Stąd też, to co złe przychodzi z morza. Zagrożenie nadchodzi z przeszłości. Wielokrotnie udowadniano fascynację pisarza egzystencjalizmem, jego zwątpienie w ludzkie siły, poczucie beznadziejności i osamotnienia. Jak wiadomo myślenie takie nie jest obce i Kafce. Jednak o ile Kafka ocierał się o surrealistyczne pomysły i rozwiązania, o tyle Lovecraft starał się wszystko urzeczywistnić. Wspomniane już zmiłowanie do nauki, wiedza historyczna i archeologiczna, a także astronomiczna i fizyczno – matematyczna, w połączeniu z wyobraźnią dawał szokujące efekty. Nie twierdzę, że pisarz dorównywał Kafce, ale nie sądzę aby był tak bardzo od niego odległy. Mimo że treść nowel dotyczy kosmicznych bóstw i potworów, praktycznie wszystkie rozgrywają się na jednym terenie – w regionie Nowa Anglia. Była to jedna z najstarszych, najwcześniej skolonizowanych okolic USA, słabo uprzemysłowiona i mało znana nawet samym Amerykanom. Teren ten jeszcze w czasach dwudziestolecia był dla Amerykanów tym, czym dla polskiej szlachty była Ukraina – okolica stara, ale dzika i osobliwa- pełna poetyckich i zarazem przerażających skojarzeń. Zygmunt Kałużyński zauważa:

Wszystkie nowele Lovecrafta, umieszczone w tym samym miejscu i dziejące się w określonym czasie, wyrażają jedną myśl obsesjonalną: istnieją inteligencje kosmiczne, bez porównania potężniejsze od bogów stworzonych przez ludzką wyobraźnię. Ziemia i życie na niej jest prawdopodobnie rezultatem eksperymentu, zabawy lub błędu (experiment, jest or mistake) owych istot. „Cały wszechświat dostępny naszym najdalej sięgającym teleskopom jest ledwie atomem w ICH nieskończonej przestrzeni”. Jesteśmy – być może – czymś w rodzaju probówki z bulionem doświadczalnym, zapomnianej w odległym kącie kolosalnego laboratorium. Jeśli bulion zacznie sam fermentować i zwróci nieżyczliwą uwagę prowadzących doświadczenie- wrzucony zostanie do kosza za pomocą prostego gestu porządkowego[12].

Według tego schematu, ONI już prawdopodobnie zniszczyli jedno życie na Ziemi – według nauki, przed naszą ewolucją (dwa miliardy i siedemset milionów lat temu) na planecie tej istniało życie, o którego formie nie mamy pojęcia. Z lekturą Lovecrafta wiąże się jeszcze jedno odczucie. O ile typowe horrory i historie science-fiction wywołują u nas co najwyżej kpiarski uśmieszek, pozwalając zrelaksować się po ciężkim dniu, o tyle opowiadania pisarza z Providence skłaniają do refleksji. Ich przytłaczający klimat i duszny wręcz nastrój wprowadza w historię Ameryki bardziej niż autentyczne reportaże. Odczuwa się ogrom kraju, zautomatyzowanego, zmechanizowanego, gdzie człowiek, oszołomiony, zgubiony, pozbawiony jasnej ideologii, jest dręczony przez zniewalający go niepokój. Niepokój ów wzrasta:

…gdy czyta się opis degeneracji ciała ludzkiego, deformacji zwierząt i zniszczenia życia wegetacyjnego wskutek „Koloru spadłego z Przestrzeni” nie sposób opędzić się wspomnieniu „Hiroszimy” Johna Herseya, gdzie amerykański dziennikarz w dziesięć lat po Lovecrafcie daje nie mniej wstrząsający opis zdarzenia bardzo podobnego. Jest pewne, że Lovecraft, znając fizykę współczesną, mógł wydedukować jej możliwości mające się rozwinąć w krótkim czasie[13]

Okazuje się więc, że siły Stamtąd, są personifikacją uczuć i możliwości drzemiących w człowieku. Czyli TAMCI są NAMI? Czyżby więc Lovecraft jawił się nam również w postaci moralizatora nauczającego i ostrzegającego przed naszymi własnymi możliwościami? Czy Starożytni są w związku z tym ucieleśnieniem naszego materializmu, siłą jaką posiadamy, bądź do której dążymy nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństw z nią związanych? Jeśli pójdziemy dalej tym tropem stanie się jasne, że tym co najbardziej przeraża w horrorach Lovecrafta, jest obawa przed naszymi własnymi pragnieniami, a także uświadamiany przez pisarza wielokrotnie fakt, iż za wszystko (wiedzę, potęgę, władzę) zawsze trzeba zapłacić, czasem przez kilka pokoleń…

Przypisy:

[1] Tematyka ta poruszona zostaje w Historia Necronomiconu, (w) Abdul Al- Ahazred; Necronomicon czyli księga zmarłego prawa; przeł. Krzysztof Azarewicz, Wrocław 2000; s.216 i nast.
[2] Krzysztof Azarewicz; Historia Necronomiconu; (w) Abdul Alhazred, Necronomicon czyli księga zmarłego prawa; Wrocław 2000; s.216.
[3] A. Derleth, D. Wandrei (red), H.P. Lovecraft, Selected Letters, Vol. II, 1925-1929, Sauk City 1968, s.201 – 202.
[4] Więcej informacji na ten temat w Krzysztof Azarewicz, Wstęp (w) Abdul Alhazred, Necronomicon czyli księga umarłego prawa; Wrocław 2000.
[5] H.P. Lovecraft, A. Derleth; Obserwatorzy spoza czasu; przeł. Robert P. Lipski; Poznań 2000, s.301.
[6] Tamże, s.303.
[7] Tamże, s.309.
[8] Autorstwo tego kupletu jest przypisywane Abdulowi Alhazredowi, pojawia się w prawie każdym opowiadaniu w którym występuje Necronomicon.
[9] H.P. Lovecraft, W górach szaleństwa, przeł. Robert P. Lipski, Poznań 1999, s. 184.
[10] Temat ten poruszony został w : M. Bielicki, Zaginiony Świat Sumerów, Warszawa 1966.
[11] K. Azarewicz, Wstęp (w) Abdul Alhazred, Necronomicon czyli księga umarłego prawa, Wrocław 2000, s.17.
[12] Zygmunt Kałużyński, Listy zza trzech granic, Lublin, 1956, s.10.
[13] Tamże, s.14.