Producent: Chaosium Inc.

Wydawca: Infogrames

Rok wydania: 1995 (PC) / 1997 (konsole)

Gatunek: przygodowa

Prisoner of Ice to wydana w 1995 roku przez Chaosium i Infogrames nieco zapomniana już klasyczna przygodówka pełnymi garściami czerpiąca z twórczości H.P. Lovecrafta.

Bohaterem gry jest porucznik Ryan, amerykański agent. Poznajemy go gdy w roku 1937 uczestniczy w misji na pokładzie brytyjskiej łodzi podwodnej H.M.S. Victoria u wybrzeży Antarktydy. Akcja zawiązuje się dość szybko, bowiem okręt zostaje zaatakowany przez niemiecki niszczyciel. Uszkodzenia wywołują pożar, w wyniku którego, z tajemniczych skrzyń zabranych z Antarktydy wydostaje się tajemniczy potwór. Ponieważ atakuje on załogę (jedną z ofiar jest kapitan), Ryanowi przyjdzie powstrzymać istotę i doprowadzić okręt do bazy na Wyspach Falklandzkich. Okaże się to jednak dopiero początkiem zadania jakie stoi przed Ryanem. A jest nim, oczywiście, ocalenie świata.

Jeżeli twórcami programu jest francuski Infogrames współpracujący z Chaosium Inc. wiadomo, że mamy do czynienia z programem wysokich lotów. I rzeczywiście, „Prisoner of Ice” to produkt bardzo dobry. Należy pamiętać o dacie jego wydania, która odrzuci pewnie większość graczy, choćby dlatego, że w wielu przypadkach gra jest starsza od nich. W związku z tym wiadomo, że produkt jest kierowany do graczy starszych, a przede wszystkim fanów Samotnika z Providence, którzy zapewne zaczną się zastanawiać jak program odniósł się do twórczości pisarza. Kto jednak skojarzy charakterystyczne logo z pancernikiem, wie, że twórcy „Alone in the Dark” i „Shadow of the Comet” nie mogli nawalić przy Lovecrafcie. Po raz kolejny czerpiąc pełnymi garściami z dorobku Mistrza (odnajdziemy tu m.in. odwołania do opowiadań „W poszukiwaniu zaginionego Kadath” czy „Świątynia”), opierając się na Mitologii Cthulhu stworzyli znakomitą i wciągającą historię. A te jak wiadomo są podstawą dobrych przygodówek.

No więc właśnie. Wiemy, że jest to gra przygodowa, co więcej, znacznie usprawniona w stosunku do swojego poprzednika „Shadow of the Comet”. Sterowanie stało się o wiele prostsze, a konkretnie używamy tylko dwóch przycisków myszy. Jeden odpowiada z podnoszenie i używanie przedmiotów, drugi za ich oglądanie. Cudownie old schoolowe i banalne. Banalne jednak nie są zagadki. Po pierwsze, twórcy zadbali by sfrustrować gracza, dlatego niektóre potrzebne przedmioty są wielkości piksela i naprawdę trudno je czasem odnaleźć. Po drugie, zagadki są naprawdę trudne. Ale, co zawsze było dla mnie niezwykle ważne – logiczne. Niemniej, jeśli lubicie główkować, będziecie usatysfakcjonowani. I tu jest po trzecie – w niektórych sytuacjach nie ma czasu na główkowanie, gdyż spotykamy się z postaciami i bohaterami zagrażającymi życiu bohatera, a wtedy decyzje trzeba podejmować szybko. Przygotujcie się więc na wielokrotne wczytywanie programu i kombinowanie od nowa. Ważne jednak, że to kombinowanie nie frustruje, a jedynie pomaga ćwiczyć szare komórki i zostaje nagradzane kolejnymi odsłonami historii.

Pozostaje więc kwestia graficzna. Tu mamy do czynienia z grafiką klasycznie dwuwymiarową, starannymi, ręcznie malowanymi tłami i renderowanymi postaciami. Bardzo ładnie wyglądają też przerywniki filmowe, których jak na czas powstania jest tu całkiem sporo. Walory estetyczne podnosi także świetnie dopasowana, klimatyczna muzyka zmieniająca się stosownie do akcji (co powtórzę raz jeszcze, w tamtych czasach nie było oczywistością).

Koniec końców, otrzymujemy old schoolową grę przygodową znakomicie oddającą ducha Mitologii Cthulhu i H.P. Lovecrafta. Polecam gorąco.

Łukasz Radecki