Mity Cthulhu według Lovecrafta są kolejną już wydaną na naszym rynku próbą przeniesienia na łamy komiksowe klasycznych opowieści Lovecrafta. Tutaj mamy do czynienia z odnalezioną po latach twórczością z lata 80. XX wieku, nieco odświeżoną i przywróconą światu. W przedmowie można znaleźć interesujące informacje na temat podejścia twórcy do przenoszenia nieopisywalnej i nienazwanej grozy na kadry komiksu. Można odnieść wrażenie, że nie wyszedł z tej próby zwycięsko lub też można uznać, że było to dzieło swoich czasów. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiemy, że twórcom udało się sparafrazować Mity Cthulhu na wiele różnych sposobów, a pozostawanie wiernym formule opowiadań Lovecrafta nie wychodzi opowieściom rysunkowym na zdrowie – chyba że jesteśmy twórcami mangi.
Współczesnych czytelników może drażnić archaiczna forma prowadzenia narracji praktycznie bezdymkowej, niezwykle wręcz statycznej i przypominającej polskim czytelnikom czasy pierwszych Relaxów i węgierskich adaptacji klasycznych westernów. Z kolei miłośników Lovecrafta zaskoczą z pewnością zmiany tytułów dwóch utworów, a także zmiana słynnego dwuwiersza z Necronomiconu. Można założyć, że tutaj posłużono się przekładem z języka hiszpańskiego, który z kolei był przekładem z angielskiego. Szkoda, bo można było sięgnąć po przekład Ryszardy Grzybowskiej powstały mniej więcej w tej samej epoce, co komiks. Byłby to interesujący smaczek.
W warstwie fabularnej znawcy Lovecrafta nie powinni spodziewać się tu niespodzianek, z wyjątkiem opowieści Ceremoniał (adaptacji Święta), gdzie autor dodał składanie ludzkiej ofiary. Zabieg ten broni się jednak i pasuje do fabuły, choć pewnie Lovecraft przewraca się teraz w grobie.
Jednak tam, gdzie może razić archaiczna forma i zmiany w stosunku do oryginału, nie sposób nie zatrzymać się przy warstwie wizualnej. Jest to największa zaleta tego zbioru. Operując czernią i bielą autor niezwykle ciekawie oddaje gęstą atmosferę opowieści. Oczywiście można czepiać się niektórych detali, jak choćby broni noszonej przez policjantów penetrujących luizjańskie bagna. Jednak komiks błyszczy niesamowitością tam, gdzie powinien, a do tego czyni to w oryginalny sposób. Szczególnie jest to widoczne w opowieści Mity Cthulhu (adaptacja Zewu Cthulhu). Autor zrezygnował z tworzenia wariacji na temat słynnego szkicu Lovecrafta i poszedł własną drogą, tworząc wyobrażenie głęboko niepokojące i zgodnie z duchem opowieści wręcz odpychające. Choćby dla tych wizualnych wariacji warto sięgnąć po tę pozycję i postawić ją na półce, aby móc pokazać, jak odmienne może być interpretowanie kosmicznej grozy.
Wrażenia po lekturze są zatem mieszane, ale miłośnicy twórczości Lovecrafta nie powinni przejść obok tej pozycji obojętnie. Będzie to z pewnością ciekawe uzupełnienie ich zbiorów.