Analiza porównawcza przekładów powieści Przypadek Charlesa Dextera Warda

25 grudnia 2012 | Artykuły, Książki, Recenzje, Tłumaczenia, Zgroza w Dunwich | 0 comments | Autor:


Anka Płoch

Analiza porównawcza przekładów powieści Przypadek Charlesa Dextera Warda

Po latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku oraz pierwszej dekadzie nowego milenium, kiedy to wśród polskich przekładów prozy H.P. Lovecrafta dominowały na poły amatorskie prace — nierzadko wcale niezłe, ale równie często paskudnie drętwe, nieścisłe i podkoloryzowane — dobiegający końca rok 2012 wreszcie zanotował zmianę na tym polu. Dwa wydawnictwa postanowiły nieco zaktualizować panujący stan rzeczy i zaproponować świeże spojrzenie na twórczość beletrystyczną pisarza z Providence.

Mowa z jednej strony o toruńskiej oficynce C&T, której starania publikacji klasyki grozy podziwiam na równi z ich nieumiejętnością czy niechęcią do reklamy; z drugiej zaś o poznańskim wydawnictwie Vesper, które jak dotąd, jeśli chodzi o rejony weird fiction wydało opowiadania E.A. Poego[1]. Ponieważ Przypadek Charlesa Dextera Warda, opublikowana samodzielnie przez C&T powieść w przekładzie Katarzyny Bogiel, pojawia się także w translacji Macieja Płazy w zbiorze Vesperu pt. Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, powstała doskonała okazja porównania obu polskich wersji.

Przyznam szczerze, że nie przerabiałam tych tekstów skrupulatnie, jakby to robić na kursach z teorii przekładu. Pomysł na porównanie zaświtał mi w głowie zupełnie przypadkiem, to i potraktowałam go swobodnie. Co najciekawsze, to wystarczyło, gdyż różnice rzucają się w oczy oraz — co jest dla mnie najbardziej zaskakujące — świadczą na niekorzyść książki w przekładzie Katarzyny Bogiel. A przecież jak dotąd trudno było mieć jakiekolwiek obiekcje do starannie wydawanych książek C&T. Co więcej, bardzo dobrze wspominam zbiór Duchy i ludzie Edith Wharton w przekładzie właśnie tej pani.

Zabierzmy się jednak za Przypadek Charlesa Dextera Warda. W porównaniu z tłumaczeniem Płazy wersja wydawnictwa C&T wydaje się niezgrabna, upośledzona, nieporęczna. Spójrzmy chociażby na pierwsze zdanie rozdziału II w przekładzie Bogiel: „Joseph Curwen, jak ujawniły rozbudowane i chaotyczne legendy zawarte w tym, co Ward usłyszał i wydobył na światło dzienne, był niezwykle zadziwiającym, enigmatycznym i w niejasny sposób przerażającym osobnikiem”[2] Weźmy tymczasem wersję Vesperu: „Ze strzępków odkrytych i zasłyszanych przez Warda legend wyłoniła się postać Josepha Curwena jako persony wyjątkowo tajemniczej, zdumiewającej i w niejasny sposób przerażającej”[3]. I proszę, dokładnie ten sam zestaw informacji można przekazać bez odwoływania się do wielokrotnie złożonych, niezgrabnych konstrukcji. Żadnego ujawniania przez coś, co jest zawarte w czymś, co jeszcze ktoś inny wydobył na światło dzienne.

Widać w tym typową dla mało „oblatanych” tłumaczów tendencję do przekładania tekstu oryginału w sposób, który ja określam jako „faksymilowy”. Polega on na identycznym oddawaniu w przekładzie struktury zdań oryginału. Niestety, to co brzmi dobrze w jednym języku, nie zawsze brzmi dobrze w drugim. Rzuca się to oczy przy porównaniu wyżej analizowanego zdania w wersji C&T z oryginałem: „Joseph Curwen, as revealed by the rambling legends embodied in what Ward heard and unearthed, was a very astonishing, enigmatic, and obscurely horrible individual”[4].

Najgorsze jednak, gdy brak fantazji, czy może raczej skrupulatności, przenosi się wręcz na pojedyncze słowa. Spójrzmy: „(…) Charles recytował rytuał, którego dziwaczna kadencja odbijała się nieprzyjemnym echem (…)”[5]. Cóż to jest ta kadencja? W oryginale Lovecrafta w tym miejscu widnieje słowo cadence. Jeśli chodzi o wokalno-fonetyczne znaczenie wyrazu „kadencja” — bo wszystko wskazuje na to, że z takim kontekstem mamy tu do czynienia — polskie słowniki podają następujące trzy znaczenia: 1) Intonacja opadająca. 2) Sekwencja dźwięków świadcząca o zakończeniu utworu muzycznego. 3) Fragment wirtuozerski koncertu solowego. Zamiast udowadniać rozwlekle, że wszystkie trzy znaczenia nie pasują do tego kontekstu, podam tylko prymarne wyjaśnienie oryginalnego słowa cadence, jakie każdy słownik języka angielskiego podaje na pierwszym miejscu pod tym hasłem. Tak więc cadence to „rytmiczna sekwencja lub przepływ dźwięków w danym języku” bądź „rytm, takt lub miara czynności czy też ruchu”[6]. Dopiero na dalszych miejscach pod hasłem pojawiają się sensy znane z naszego rozumienia słowa „kadencja”. Podsumowując: Lovecraftowi po prostu chodziło o dziwny czy też niesamowity rytm, z jakim Ward recytował słowa rytuału. Płaza wychodzi z sytuacji obronną ręką: „(…) Charles odprawiał jakiś rytualny zaśpiew dudniący w całym domu upiornym echem (…)”[7].

Rzecz jasna „metoda faksymilowa” translacji ma tę zaletę, że pozostaje wierna strukturze zdań oryginału. Oczywiście cena za absolutną wierność bywa ogromna. Czy nie lepiej czasem pofolgować sobie i dokonać rozbicia ustępu bez zmiany sensów w nim zawartych? Spójrzmy na rozerwanie zdań, jakiego dokonał w pewnym miejscu Maciej Płaza: „For two hours he waited with the doctor in the oppressive house where fear and miasma were slowly gathering as the empty panel in the upstairs library leered and leered and leered[8]. W wersji Vesperu mamy: „Przez dwie godziny czekali wraz z doktorem na powrót detektywów. Tymczasem atmosfera w domu stawała się coraz bardziej przytłaczająca: puste panneau w bibliotece łypało wciąż chytrze, a wraz z tym łypaniem w pokojach gromadził się lęk gęsty jak trujący opar”[9]. Oryginalne zdanie zostało rozbite na dwie części, na dodatek zabrakło końcowego akcentu: „leered and leered and leered” („łypał i łypał, i łypał”), tak charakterystycznego dla opowieści niesamowitej. Być może tłumacz uznał, że to powtórzenie po polsku nie jest tak złowieszcze, jak w oryginale… W każdym razie wydaje się, że rozbicie tego fragmentu na dwa zdania na pewno nie upośledziło pierwotnego tekstu. Takich decyzji zabrakło w wersji od C&T.

Przyznam, że ciężko mieć uwagi do polskiej wersji Przypadku Charlesa Dextera Warda Macieja Płazy. Zgrabnie i obronną ręką wyszedł ze wszystkich trudnych fragmentów powieści, jakie udało mi się znaleźć przy pobieżnym przeglądaniu. Natomiast wersję Katarzyny Bogiel, aż przykro mi to pisać, czyta się ciężko, oczywiście jeśli dla kogoś istotne są takie elementy, jak wdzięk, płynność czy rytmika (cadence) tekstu. Brak elegancji w przykładowych ustępach: „(…) naturalnym biegiem rzeczy zawierał znajomości wśród osób lepszego gatunku, do cieszenia się towarzystwem których przysposobiło go wychowanie”, „Otworzył również dziennik na stronie starannie wybranej dla jej nieszkodliwości (…)”, „Miast tego [listy] są obce i archaiczne, jak gdyby załamanie się umysłu autora wywołało zalew tendencji i wrażeń podłapanych nieświadomie przy praktykowaniu antykwarstwa w latach chłopięcych” (spróbujcie to zdanie przeczytać na głos), „Brakowało latarki doktora, ale waliza bezpiecznie pozostała, równie pusta, jak wtedy, kiedy ją przywiózł” („bezpiecznie pozostała”?)[10]. Żeby nie przedłużać, dla kontrastu podam tylko wersję Płazy ostatniego cytatu: „Doktor zapodział gdzieś latarkę, lecz torba była na swoim miejscu, tak samo pusta jak dnia poprzedniego”. Prawda, że brzmi lepiej?

Kwestia, którą chciałabym poruszyć na koniec, dotyczy nie sfery przekładu, ale redakcji. Może takie rzeczy, jak brak w wersji C&T co poniektórych emfaz tekstowych (w oryginale oznaczanych kursywą) to drobnostka, ale wyróżnienie inną czcionką, wcięciem lub innym zabiegiem listów czy notatek bohaterów powieści, z pewnością uczyniłoby ją bardziej czytelną. Jednakże szczytem niedbalstwa ze strony wydawnictwa C&T jest całkowity brak dwóch elementów graficznych Przypadku Charlesa Dextera Warda, to jest napisu po łacinie, który powinien być na stronie 148, oraz symboli zwanych Głową i Ogonem Smoka, które powinny widnieć przed formułami na stronie 129. Najciekawsze jest to, że wszystkie te elementy są zapowiadane w samym tekście powieści, a się nie pojawiają.

Naprawdę przykro mi było pisać ten artykuł, gdyż do tej pory ceniłam książki z serii Biblioteka Grozy wydawnictwa C&T. Można odnieść wrażenie, że wszystko powyższe to nie analiza przekładów dwóch powieści, ale krytyka jednego z nich. Zapewniam jednak, że Vesper nie zapłacił mi ani grosza za podkopanie konkurencji czy pochwalenie ichniego dzieła. Po prostu wobec takiego spadku jakości, jaki widać w Przypadku Charlesa Dextera Warda od wydawnictwa C&T, ciężko przejść obojętnie, tym bardziej, że firma zapowiada publikację kolejnych pozycji z serii klasyki grozy. Oby wróciła do wysokiego poziomu takich książek, jak Wendigo i inne upiory Blackwooda, Inne światy Machena czy Październikowa kraina Bradbury’ego.


[1] Swoją drogą, chciałabym naprostować pewną informację, jaka pojawiła się w pytaniu konkursowym w niniejszym serwisie: Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze Poego nie tłumaczył Maciej Płaza, on jedynie dokonał wyboru oraz opracował książkę.

[2] Przypadek Charlesa Dextera Warda, C&T, Toruń 2012, s. 19 (dalej pozwolę sobie posługiwać się skrótem CT).

[3] Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, Vesper, Poznań 2012, s. 141 (dalej książkę oznaczam skrótem V).

[4] The Thing on the Doorstep and Other Weird Stories, Penguin Books, Nowy Jork 2001, s. 99 (oznaczany dalej jako PB).

[5] CT, s. 82.

[6] http://www.merriam-webster.com/dictionary/cadence [dostęp: 25 grudnia 2012]. Przekład autorski.

[7] V, s. 198.

[8] PB, s. 197.

[9] V, s. 267.

[10] CT, s. odpowiednio: 22, 75, 106-107, 146.