Dunwich Horror (2009)

11 grudnia 2013 | Film, Konkurs, Recenzje | 0 comments | Autor:

Recenzja zdobyła V miejsce w konkursie na 3. urodziny serwisu

Tytuł: The Dunwich Horror

Rok powsta­nia: 5 maja 2009

Reży­se­ria: Leigh Scott

Sce­na­riusz: Leigh Scott (luźno oparte na Zgrozie w Dunwich)

Obsada: Dean Stockwell, Sarah Lieving, Griff Furst, Jeffrey Combs

Do pomocy przy opętaniu, z którym nie są w stanie poradzić sobie kapłani, wezwana zostaje para naukowców. Dr Henry Armitage (Dean Stockwell) oraz profesor Fay Morgan (Sarah Lieving) na miejscu odkrywają, że przyczyną opętania jest dziwny artefakt. Demon przed unicestwieniem wyjawia sekret, iż wrota do innego wymiaru zostały otwarte. Dr Henry wraz z profesor Fay udają się na uniwersytet do Waltera Rice’a (Griff Furst) po pomoc w odnalezieniu zaginionej strony Necronomiconu, na której ma znajdować się inkantacja zamykająca wrota wymiarów. Równolegle do historii naukowców poznajemy postać Wilbura Whateleya (Jeffrey Combs), który wraz z członkami rodziny ukrywa mroczny sekret na piętrze swojego domu.

Przy przenoszeniu twórczości Lovecrafta na ekran bardzo łatwo jest stworzyć coś tak kiczowatego, że ciężko to oglądać. Tak niestety jest w tym przypadku.

Film nawiązuje do opowiadania Zgroza w Dunwich, jednak nie jest jego wiernym odzwierciedleniem. Fabuła obrazu została przeniesiona do współczesności i, w przeciwieństwie do książkowego pierwowzoru, bardziej skupia się na przygodach trójki naukowców, a nie dorastaniu i życiu Wilbura Whateleya. Jednak nie to determinuje słabą jakość filmu. Zamiast przyjrzeć się pracy naukowców studiujących Necronomicon, scenarzyści woleli pójść na łatwiznę, wcisnąć ubogi wątek miłosny i zapchać tym połowę dialogów pomiędzy Walterem a Fay.

Kolejnym odstępstwem od oryginału jest ułomność Wilbura. W opowiadaniu Lovecrafta był on znacznie inteligentniejszy od rówieśników. W filmie natomiast jest wyraźnie niedorozwinięty, nawet wyraz twarzy (który zapewne miał na celu odwzorowanie gargulcowej fizjonomii) utwierdza nas w tym spostrzeżeniu. Jak człowiek opóźniony w rozwoju jest w stanie studiować jakiekolwiek tajemnicze księgi, w tym Necronomicon? Tutaj niestety pan Jeffrey Combs, znany ze świetnej roli w Reanimatorze czy też nie najgorszym From Beyond, zupełnie zawodzi. Również słaba gra aktorska pani profesor jest zauważalna.

Kolejnymi słabymi punktami filmu są praca kamery oraz efekty specjalne. Do przedstawienia brata Wilbura nie można mieć większych zarzutów, może jest zrobiony słabo, lecz w tłumie innych monstrów z filmów B klasy nie wybija się szczególną brzydotą. Bardziej widoczne i odczuwalne są efekty zastosowane podczas scen kręconych w domu Whateleyów. Ciągłe wygaszenia i dziwne przeskoki kadrów zapewne miały powodować odczuwanie dziwności miejsca, jednak jedyne, do czego mogą doprowadzić widza, to atak epilepsji bądź złości.

Ostatnim elementem, a jednocześnie tym najmniej rzucającym się w uszy, jest muzyka. Nawet tutaj twórcy się nie popisali. Podczas filmu słychać ją sporadycznie, a jeśli już występuję to jest niemal niezauważalna. W żadnym stopniu nie potęguje klimatu niepokoju czy grozy.

Reasumując, film jest tragiczny od samego początku. Rozpoczyna się jak połączenie serialu Supernatural z Egzorcystą, a kończy kiczowatą sceną rodem z Hollywood, gdzie niewierzący Walter Rice okazuje się człowiekiem wiary (w mitologię Chtulhu oczywiście).

Mateusz Madej