Powrót – recenzja

3 października 2014 | Agharta, Aktualności, Analiza, Książki, Patronat, Powrót, Recenzje, Thomas Ligotti | 0 comments | Autor:

Poniżej prezentujemy recenzję zbioru Powrót Woj­cie­cha Guni autorstwa Gabriela Augustyna, zanim jednak do niej przejdziecie, pragniemy Was zaprosić na Krakowski Festiwal Amatorów Strachu, Obrzydzenia i Niepokoju (KFASON), który odbędzie się 18 października w Artetece Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie (ul. Rajska 12, wejście od ul. Szujskiego). Impreza jest darmowa, więcej szczegółów już wkrótce, natomiast już teraz zaznaczamy, że autor Powrotu zjawi się tam ze swoją prelekcją o Thomasie Ligottim i niewykluczone, że spotkaniem autorskim. Zapraszamy!

WOJCIECH GUNIA (ur. 1983); absolwent Wydziału Polonistyki UJ. Jako prozaik debiutował opowiadaniem Wojna w antologii Po drugiej stronie – weird fiction po polsku, publikował także w magazynie „Trans/wizje”. Powrót to jego debiut książkowy. Prowadzi popularny wśród zdeklarowanych pesymistów blog Labirynt z liści, poświęcony tematyce melancholii oraz ciemnym pograniczom literatury, filozofii i psychologii.

RECENZJA

Szeroko rozumiana literatura grozy ma się w Polsce źle, a przynajmniej tak można stwierdzić, spoglądając na listy bestsellerów i zapowiedzi czołowych wydawców. Czasami pojawi się w gronie nowości kolejna publikacja Stefana Dardy, Roberta Cichowlasa, Dawida Kaina czy Pawła Palińskiego, ale są to raczej wyjątki niż reguła, które (na dodatek) zwyczajny bywalec księgarń, nieobeznany z ofertą mniejszych oficyn, zignoruje, których nie wypatrzy w zalewie importowanych topowych powieści Stephena Kinga, Grahama Mastertona czy Jacka Ketchuma. Wszystko dlatego, że to w promocje zachodnich nazwisk inwestuje się duże sumy, kontynuując utrwalanie marki, co dzieje się nieprzerwanie od początku lat dziewięćdziesiątych. Przebić się przez ten mur jest na tyle trudno, że nawet bardziej rozpoznawalni polscy autorzy, jak Jarosław Grzędowicz czy Łukasz Orbitowski, zrezygnowali z prozy gatunkowej na rzecz fantastycznych hybryd (Pan Lodowego Ogrodu) lub obyczajowych historii z niesamowitością w tle (Szczęśliwa Ziemia).

I jak w tym wszystkim ma się odnaleźć bardziej wysublimowana literatura grozy, niespokrewniona z popowym horrorem, bliższa takim twórcom jak Lovecraft, Poe, Dunsany, Grabiński? Nie odnajdzie się – jakiekolwiek wysiłki wydawców są skazane na porażkę, a wszelkie kwoty przeznaczone na reklamę najpewniej nigdy się nie zwrócą. Oficyny, jak C&T i Vesper, są tego zupełnie świadome – skupiają się na publikowaniu klasyków, bazując przede wszystkim na marketingu szeptanym, co znacznie minimalizuje koszta. Jednak pod prąd zarysowanej tendencji próbuje zdążać wydawnictwo Agharta, które w tym roku po raz kolejny stara się udowodnić czytelnikom poszukującym „opowieści niesamowitych”, że nie tylko zagraniczna klasyka i bestsellery są warte uwagi. Rok wcześniej funkcję tę miała pełnić antologia Po drugiej stronie. Weird fiction po polsku, poświęcona literackim hołdom dla Lovecrafta, Grabińskiego i Ligottiego, która nie była projektem w pełni udanym. W tym roku zadanie spoczęło na barkach Wojciecha Guni i jego zbioru Powrót.

Autor debiutował opowiadaniem Wojna, które ukazało się we wspomnianej antologii Po drugiej stronie. Tekst wyróżniał się na tle innych, konkursowych prac: przykuwał uwagę nie tylko świetną stylistyką, ale też nastrojem samonakręcającej się paranoi. Był także konsekwentnie prowadzony, widać w nim było twórczą samoświadomość, która dbała o spójność koncepcji, świata i języka. Po zapoznaniu się z Powrotem, można bez wahania stwierdzić, że Wojna była zapowiedzią kolejnych, świetnych tekstów, z których każdy charakteryzował się będzie konsekwencją w realizowaniu przyjętego założenia, stanowiąc jednocześnie swoisty wehikuł czasu, który przeniesie czytelnika o lata wstecz – do epoki, w której nie tylko pisało się inaczej, ale też literatura, sama w sobie, częściej była nośnikiem idei.

Jest to o tyle interesujące, że konstrukcja świata w opowiadaniach Guni nie wszędzie koresponduje z (że ją tak nazwijmy) emocjonalną naturą tej prozy. W kilku miejscach pojawiają się telefony i żarówki, a co za tym idzie, energia elektryczna i jej dobrodziejstwa. I są to fragmenty wprawiające w konsternację – no bo jak, żarówka zamiast lampy naftowej? Telefon zamiast listów? Przecież te zdobycze cywilizacji zupełnie do światów (świata) Guni nie przystają, nie wchodzą w reakcję ze stylistyką, nie zgrywają się z tematami i nastrojem tekstów, nawet pomimo faktu, że każdy z tych wynalazków do nowych nie należy. W genotypie opowiadań Guni tkwi archaizm, wydają się na tyle odległe w założeniach i częściach składowych od współczesnych tendencji literackich, że jakakolwiek manifestacja nowoczesności uchodzi w nich za aberrację.

Archaizmu nie należy tutaj rozumieć w sensie pejoratywnym, wręcz przeciwnie – to jedna z zalet Powrotu, która podkreśla wyjątkowość zbioru. Jest też jednym z czynników, który pozwala uplasować twórczość Wojciecha Guni pośród takich nazwisk jak Kafka, Schulz, Ligotti, Grabiński, Pessoa, Lovecraft. To pokrewieństwo widać już od pierwszego tekstu (Wezwanie), gdzie splatają się wpływy co najmniej czterech wspomnianych autorów: punkt wyjścia do fabuły wyraźnie nawiązuje do Kafki, zakończenie do twórczości Lovecrafta, a kilka pomniejszych scen, jak np. wejście bohatera do restauracji z manekinami, czerpie z dobrodziejstw prozy Schulza i Ligottiego, znanych z lęku do lalek, rzeczy imitujących ludzi.

Mimo tych podobieństw, nieprawdziwe byłoby stwierdzenie, iż opowiadania z Powrotu są odtwórcze i bazują wyłącznie na dokonaniach mistrzów. Wojciech Gunia jest po prostu twórcą doskonale świadomym tradycji literackiej, w obrębie której się porusza, co stanowi kolejny duży atut zbioru. Znajdziemy więc w tekstach elementy znane z prozy klasyków, ale jednocześnie wykręcone w taki sposób, że nie da się ich przypisać innemu autorowi. Już po kilku pierwszych zdaniach, akapitach, zostaje w czytelniku swoisty podpis Guni, fragmenty jego pisarskiego DNA, które określa odczuwanie kolejnych historii oraz sugeruje kierunek tematów i fascynacji filozoficznych, dookoła których obracała się będzie zawartość Powrotu.

U podstaw świetnych opowiadań: Wezwanie, Wojna, Bardzo długo była tylko ciemność, Kombinat, Powrót, Spisek, Zachwyt oraz Słowa brzmiały jak ich własne, znajduje się miasto, a kilka spośród nich skupia się również na tajemnicy otaczającej zarządzanie miejską tkanką. Przy czym miasto w prozie Guni należy (zazwyczaj) odbierać nie jako habitat, przestrzeń dogodną dla życia, ale jako pewne zagrożenie dla autonomii jednostki, które ogranicza aktywność człowieka codziennymi rytuałami powinności, gdzie standardem jest wykorzystywanie niepokojów, paranoi do sterowania mieszkańcami, zmieniając ich w narzędzia, marionetki. Dobrze podsumowuje to cytat z Obywatelskiego nieposłuszeństwa Thoreau: „Wielu zatem obywateli ofiarowując swoje ciało państwu, służy mu nade wszystko jako maszyny, a nie jako ludzie. Mam na myśli stałą armię, milicję, strażników więziennych, posterunkowych, posse comitatus, i tym podobnych. W większości przypadków nie kierują się ani rozsądkiem, ani pobudkami moralnymi; sami siebie traktują jak drewno, ziemię i kamienie; a przecież ludzi drewnianych można by po prostu ciosać z pnia i też spełnialiby te same funkcje (…)”.

Powyższy fragment trafnie podsumowuje przynajmniej część skojarzeń czytelnika odnośnie do miasta i władzy w opowiadaniach z Powrotu. Adekwatny jest zwłaszcza do bodaj najlepszego tekstu ze zbioru (Bardzo długo była tylko ciemność), gdzie słowa Thoreau nabierają realnych kształtów. Równie ważną kwestią w kontekście miasta w prozie Wojciecha Guni jest miasto jako limbo, więzienie, w którym skazuje się nas na wykonywanie tych samych czynności, z których nie da się zrezygnować nawet wtedy, gdy stajemy się świadomi kieratu – wówczas po prostu zmieniamy jeden rytuał na drugi, związany z codziennym poszukiwaniem prawdy, wyjaśnienia. Dzieje się tak w przypadku bohaterów m.in. Spisku, Wojny i Wezwania.

Miejski trop interpretacji jest o tyle uniwersalny dla tekstów z Powrotu, że chciałoby się w jego ramach zamknąć cały zbiór, nawet Miasto jako tytuł dla książki wydaje się dobrą (może nawet lepszą) propozycją, szczególnie trafną też ze względów biograficznych – Wojciech Gunia pracuje przecież jako urzędnik w jednej z większych europejskich aglomeracji. Jednakże, ponownie, taka jednoznaczna ocena dla prozy tak niejednoznacznej byłaby krzywdząca. Tym bardziej, że Powrót obfituje w tematy, fantastycznie bawi się tradycją, metaforami i symbolizmem (zwłaszcza w krótkich dodatkach pokroju Ostrzy i Syna), zawiera bardzo dobre, nastrojowo mroczne opowiadanie mitograficzne (Ojciec) oraz intrygujący hołd dla fascynacji literackich (opowiadanie Zachwyt, będące najpewniej inspirowane twórczością i postacią Thomasa Ligottiego). Gunia nie stroni również od rozważań natury estetycznej lub filozoficznej, co świetnie ilustruje następujący cytat z opowiadania Bardzo długo była tylko ciemność: „Słowa też potrafią zmieniać postać – każdemu mienią się innymi barwami, innym kształtem, ostatecznie innym znaczeniem. Mówisz coś, ale ktoś słyszy coś zupełnie innego. Tłumaczysz jedno, ale ktoś rozumie to zupełnie inaczej. Opowiadasz opowieść, a ktoś słyszy w tym zupełnie inną historię. Dzięki słowom żyjemy w różnych światach. (…)”.

Fragmentów podobnej natury w całym Powrocie znaleźć można mnóstwo, stanową one esencję każdego tekstu, przez co nawet kilkustronicowe miniatury stają się zgrabnymi traktatami oscylującymi dookoła jednej (bądź kilku) idei. Nie ma tutaj miejsca na pustosłowie, każdy element tekstu (i zbioru) czemuś służy, przez co, kończąc lekturę Powrotu, dostrzec można literacki monument, konsekwentnie wznoszony i rozwijany linijka po linijce, co objawia się nie tylko w spójnej stylistyce, ale też w konstrukcji świata – bowiem wszystkie opowiadania zdają się uzupełniać wiedzę czytelnika odnośnie jednego uniwersum, co potęguje wrażenie kompletności, potwierdza twórczą samoświadomość autora.

Wobec powyższego, wydawnictwo Agharta opublikowało książkę pod wieloma względami wyjątkową, będącą swoistym (jak sugeruje tytuł) powrotem – powrotem do (wydawałoby się) minionej tradycji literackiej, przeszłej stylistyki. Poprawiono też błędy widoczne w poprzedniej publikacji tej oficyny, Powrót nie cierpi więc (zazwyczaj) na liczne przypadłości redakcyjne i korektorskie, które były zmorą antologii Po drugiej stronie. Dodatkowo, całość wzbogacają nastrojowe, cudownie niepokojące grafiki Kai Kasprowicz, które trafnie eksponują sedno danego tekstu. Dzięki tym czynnikom polski czytelnik (poszukujący literatury z kręgu niesamowitości metafizycznej) nie znajdzie w tym roku (i najpewniej przez kilka następnych lat) ciekawszej propozycji. Nie ma też wyborniejszej od Powrotu przystawki przed zbliżającymi się tłumaczeniami prozy Thomasa Ligottiego. W końcu, nie istnieje lepszy od Powrótu dowód na to, że polska literatura grozy ma się dobrze i może urosnąć do rangi sztuki o ile nie skupia się na bezmyślnym kopiowaniu zachodnich tendencji.

GABRIEL AUGUSTYN

KUP KSIĄŻKĘ