Grzegorz Bielęda
Miałem okazję odwiedzić Nową Anglię w związku z wyjazdem służbowym. Przez kilka dni byłem w Bostonie i korzystając z tego, że znalazłem się po drugiej stronie Wielkiej Wody, zdecydowałem się przedłużyć pobyt o dwa dni i zobaczyć coś ciekawego. Badając wschodnie wybrzeże USA przy użyciu Google Maps, zauważyłem, że Providence znajduje się godzinę drogi od Bostonu. Tak urodził się plan odwiedzenia miasta H. P. Lovecrafta. Ogromną przyjemność sprawia mi poznawanie miejsc, w których wiem, że przebywali ludzie, których dzieła podziwiam, a przebywanie w miejscach, gdzie rodziły się wielkie utwory, jest dla mnie w jakiś sposób mistycznym przeżyciem.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie jestem fanatykiem opowiadań Lovecrafta, na pewno nie jestem fachowcem znającym jego życie i twórczość. Znałem mitologię Cthulhu, wiedziałem że H. P. Lovecraft ma na nagrobku wykute słowa „I AM PROVIDENCE”, że jest ojcem (co najmniej chrzestnym) współczesnego horroru. Doceniam jego ogromny wpływ na popkulturę i że większość współczesnych dzieł, jakie lubię, bez Lovecrafta nie byłyby takie same. Lub może nawet by nie powstały. Z twórczością jego i jego następców mam do czynienia od dobrych dwudziestu lat. Dodatkowo miałem przyjemność poznać i zaprzyjaźnić się ze specjalistą Lovecraftowskim, który w pewnym sensie towarzyszył mi przez część tej wyprawy.
Tyle słowem wstępu. W niedzielne popołudnie na lotnisku w Bostonie wynająłem samochód i ruszyłem w drogę. Zacząłem od końca, czyli od grobu Lovecrafta znajdującego się na Swan Point Cemetery w Providence. Współrzędne GPS znalazłem na stronie https://www.findagrave.com/cgi-bin/fg.cgi?page=gr&GRid=1188 które doprowadziły mnie najpierw na cmentarz, a kiedy już zaparkowałem samochód – do samego miejsca spoczynku HPL-a. Nagrobek nie jest imponujący. Tak naprawdę bez GPS-u i informacji z tej strony http://www.atlasobscura.com/places/hp-lovecrafts-grave nie udałoby mi się go znaleźć. Nagrobek jest również oznaczony na Google Maps, które twierdzą, że znajduje się na skrzyżowaniu Pond Avenue i Hemcock Avenue, niestety ta druga na cmentarzu oznaczona jest jako Avenue B. Będąc na miejscu, korzystając ze zdobyczy techniki połączyłem się przez Skype’a z Polską i podzieliłem przeżyciami i widokiem z Luizą, Kają i Mateuszem.
Po opuszczeniu cmentarza udałem się na College Hill, gdzie znajduje się ostatni dom, w którym mieszkał Lovecraft, co prawda już nie w tym samym miejscu, bo rozbudowujący się uniwersytet zajął tę działkę. Zaparkowałem samochód na Angell Street i poszedłem szukać Prospect Street 65.
Połączyłem się znów z Polską i zacząłem spacerować po College Hill. Mateusz dzielił się swoją wiedzą, a ja mogłem mu pokazać miejsca, o których mówił jakby spędził w nich całe lata. Najpierw udałem się do parku Prospect Terrace, o którym udało mi się wcześniej dowiedzieć, że Lovecraft lubił w nim spędzać czas, patrząc na swoje miasto. Malutki park z widokiem na centrum Providence.
Prawie godzinę krążyłem uliczkami, po których przechadzał się Lovecraft, i obszedłem cały kampus Brown University, który należy do Ivy Ligue. Na terenie uniwersytetu studenci wypoczywali na trawie, grali w piłkę (o dziwo soccer, nie football) i czytali, ciesząc się słońcem. A między nimi krążyłem ja z włączoną kamerą w telefonie i zdawałem relację.
Wspólne zwiedzanie z Polską dało mi bardzo dużo przyjemności. Dzielenie się tym, co przeżywam z bliskimi, pozwala mi pełniej docenić to, co widzę. Współtowarzysze z Poznania i Legionowa nie do końca podzielali mój entuzjazm: zazdrość przeszkadzała im cieszyć się widokami. Gdy się pożegnaliśmy, ruszyłem popstrykać trochę zdjęć i nacieszyć oczy tym uroczym miastem. Po drugiej stronie Prospect Street, naprzeciwko budynków uniwersytetu, znajduje się biblioteka John Hay Library, którą Lovecraft podobno oglądał z okna kuchni swojego ostatniego domu, gdy ten znajdował się jeszcze w pierwotnej lokalizacji.
Na prawo od John Hay Library znajduje się tablica pamiątkowa ufundowana przez S. T. Joshiego, W. Murraya i towarzystwo Friends of H. P. Lovecraft w setną rocznicę urodzin.
Idąc dalej Prospect Street w kierunku Prospect Terrace i numeru 65, rzuciłem okiem na Google Map i pojawiła się informacja, że jestem blisko H. P. Lovecraft Memorial Square. Kiedy doszedłem do punktu oznaczonego na mapie GPS, nie mogłem znaleźć niczego, co mogłoby mnie utwierdzić, że jestem na miejscu. Ani widu ani słychu Lovecrafta, pamiątek po nim, że o placu nie wspomnę. Zwykłe skrzyżowanie osiedlowych uliczek. Jednakże wrodzona dociekliwość i setki wykonanych w Skyrim misji nie pozwalały mi tak łatwo zrezygnować. Przechodziłem przez dwie krzyżujące się ulice kilka razy ze wschodu na zachód, północy na południe i chyba nawet z zachodu na północ, aż moim oczom ukazała się tabliczka. Kiepsko widoczna, bo pod słońce, ale trud i upór zostały wynagrodzone. Z tego co udało mi się ustalić później, tablica również została ufundowana przez miłośników twórczości Lovecrafta i miasto zgodziło się nazwać imieniem chyba najbardziej znanego mieszkańca Providence (poza Providence) skrzyżowanie Angell Street i Prospect Street w 2013 roku.
Wróciłem na Prospect Tarrace, żeby przysiąść na ławeczce, poczuć trochę atmosfery słonecznego niedzielnego popołudnia (dowiedziałem się wcześniej od Mateusza, że Lovecraft lubił grzać się w promieniach słońca) i nacieszyć oczy panoramą Providence. Korzystając z chwili, że akurat nigdzie nie biegłem (bo w perspektywie miałem jeszcze prawie dwie godziny jazdy do hotelu, w którym miałem nocować), poszperałem chwilę w Internecie, co tu Lovecratowskiego mogę jeszcze obejrzeć. W odmętach Internetu doczytałem (niestety nie jestem w stanie odtworzyć gdzie), że kilka kroków od Prospect Terrace znajduje się dom, w którym mieszkał Lovecraft w latach 1926—1933 i gdzie powstał Zew Cthulhu. Dodatkowo doczytałem, że w centrum Providence znajduje się sklepik Lovecraft Arts & Sciences (ku mojej rozpaczy właśnie został zamknięty – wybiła 17.00 w niedzielę). Ale starałem się nie popaść w rozpacz i skorzystać z tego, co było jeszcze dostępne, więc dziarsko ruszyłem w kierunku 10 Barnes Street, mijając urocze nowoangielskie uliczki.
Gdy stałem i robiłem zdjęcia domu, w którym narodził się Wielki Przedwieczny, zaczepił mnie okołosześćdziesięcioletni Murzyn, który pracował w ogródku naprzeciwko fotografowanego domu, i nawiązał dialog:
[Facet] Jesteś zainteresowany Lovecraftem?
[Ja] Tak, przyjechałem do Providence zobaczyć, gdzie żył i tworzył Lovecraft. Mój przyjaciel tłumaczył jego biografię na polski. Chociaż sam znawcą nie jestem.
[F] To ciekawe, jak się nazywa Twój przyjaciel? Znajdę go gdzieś w Internecie?
[J] Mateusz Kopacz, pewnie da się go wygooglować.
[F] Możesz przeliterować? – Potem spytał – Wiesz, że Lovecraft nie był zbyt dobrym człowiekiem?
O rasizmie Lovecrafta było mi wiadomo, więc domyśliłem się, że o to może mojemu rozmówcy chodzić.
[J] Wiem, że był rasistą.
[F] Rasistą, antysemitą, homofobem, seksistą i bił żonę [to ostatnie nieprawda – przyp. Mateusz Kopacz]. A Adolf Hitler własnoręcznie bez niczyjej pomocy wymordował sześć milionów Żydów, żaden żołnierz mu nie pomógł. Teraz tak mówią, że Lovecraft był rasistą. To były lata dwudzieste – wtedy wszyscy tacy byli. Nie był w tym względzie ani lepszy ani gorszy od innych ludzi. Jak jego żona poszła na policję po tym, jak ją uderzył, to policjant spytał co zrobiła, że oberwała [Sonia Greene nigdy nie przytoczyła takiej historii, mało zresztą prawdopodobnej, bo Lovecraft w dorosłym życiu nigdy nikogo nie uderzył – przyp. MK]. Inne czasy.
Lekko zamurowało mnie takie podejście czarnego faceta do rasizmu i strasznie się ucieszyłem, mogąc pogadać sobie ze zwykłem kolesiem, który grabi liście w ogródku naprzeciw domu, w którym powstał Zew Cthulhu (ta myśl cały czas była z tyłu głowy – Lovecraft siedział na piętrze tego domu i pisał kolejne linijki podwalin współczesnego horroru).
[F] Mieszkał na piętrze tego domu, z okna widział posiadłość przy 140 Prospect Street – Halsey House. Bardzo chciał tam mieszkać. W niej umieścił Warda z Przypadku Charlesa Dextera Warda. Byłeś na HP Lovecraft Square?
Przytaknąłem.
[F] To wcale nie jest żaden plac, zwykłe skrzyżowanie. Widziałeś popiersie Lovecrafta w Athanᴂum? Dziś już zamknięte, ale jutro rano otwierają, wstęp wolny. Poza tym w Hay Library mają duże zbiory dzieł Lovecrafta. To jest biblioteka publiczna, nie uniwersytecka, więc jeśli o coś poprosisz, to muszą ci to udostępnić. Nie pytaj, czy możesz robić zdjęcia, bo ci nie pozwolą, ale jak będziesz robił bez pytania, to się nikt nie przyczepi. Mają to gdzieś.
Z każdym jego słowem szczęka mi opadała coraz niżej. Podziękowałem mu za informacje i ruszyłem do samochodu. W tym momencie stało się jasne, że rano wracam do Providence. Kolejnego dnia wybierałem się do Salem, aby zapoznać się z tamtejszymi wiedźmami, ale stwierdziłem, że nadrobię tylko jakąś godzinę drogi i kilka godzin na zwiedzanie. Na Salem miałem jeszcze poranek w dniu powrotu do domu. Po informacjach uzyskanych od mojego rozmówcy (niestety nieśmiałość nie pozwoliła mi spytać jak się nazywa) zdecydowałem, że na Salem zależy mi dużo mniej. Spakowałem się i ruszyłem na nocleg w małym motelu około 90 mil na wschód, na półwyspie Cape Cod.
Po noclegu w bardzo klimatycznym, acz niezbyt luksusowym miejscu, ruszyłem na śniadanie i krótki spacer po plaży. Stamtąd przejechałem powoli między niezwykłej urody domkami i wróciłem na autostradę w kierunku Providence.
Najpierw udałem się do centrum Providence do sklepu Lovecrafts Arts & Sciences. Sklepik nie był łatwy do znalezienia – ukryty jest w pasażu, który dla niewprawnego polskiego oka wyglądał jak biurowiec. Jednak gdy już się odnalazłem, to szczękę musiałem zbierać z podłogi. Za jakość zdjęć muszę przeprosić, w półmroku telefon nie dał rady a aparat został w samochodzie i szkoda mi było czasu na latanie tam i powrotem. Przemiła ekspedientka Carmen pozwoliła robić zdjęcia, tylko prosiła o oznaczenie sklepu i towarzystwa:
http://www.weirdprovidence.org
https://www.facebook.com/lovecraftarts
Spędziłem w sklepie około godzinę, trochę śliniąc się na towar, trochę dyskutując z Carmen i klientem widocznym na jednym ze zdjęć. W sklepie jest bardzo dużo plakatów, grafik, figurek i obrazów tworzonych przez lokalnych artystów, które wpisują się w klimat sklepu. Poza tym towarzystwo Lovecraft Arts & Sciences stara się o pomnik H. P. Lovecrafta, który chcą umieścić w Providence. W tym celu organizują zbiórkę (figura ma kosztować $130.000), a projekt i więcej informacji na ten temat można zobaczyć tu: http://www.weirdprovidence.org/statue.html
Spytałem Carmen o piwo, którego puszki widać na jednym ze zdjęć wyżej. Powiedziała, że ona nie sprzedaje, a puszki to eksponaty, za to w kawiarni naprzeciwko mogę sobie wypić i zabrać puszkę na pamiątkę. Niestety taka opcja mnie nie urządzała, gdyż miałem do przejechania jeszcze kilkadziesiąt mil. Wtedy Carmen powiedziała, że jeśli udam się do sklepu oddalonego o 5 minut drogi pieszo, powinno mi się udać kupić sześciopak tego trunku. Po opuszczeniu tego przemiłego miejsca zdobyłem sześciopak czarnego lagera Narragansett The Unnamable: http://www.narragansettbeer.com/beer/the-unnamable – ostaniego dostępnego piwa z Lovecraftowskiej edycji. Jest to produkcja lokalna, browar znajduje się w Pawtucket na przedmieściach Providence. Ciekawe, że w USA piwa kraftowe są częściej puszkowane niż butelkowane.
Od Carmen dostałem informator konwentowy z 2013 roku, bo jej zbywają (co dwa lata w sierpniu w Providence odbywa się NecronomiCon – konwent poświęcony Lovecraftowi: http://necronomicon-providence.com/enter/). Wewnątrz broszurki znajduje się kilka mapek Lovecraftowskiego Providence. Między innymi trasa pieszej wycieczki po College Hill, którą już zaliczyłem dzień wcześniej, poza tym wszystkie inne kluczowe punkty w mieście powiązane z HPL-em.
Kolejnym punktem napiętego programu tego dnia było odwiedzenie John Hay Library. Szedłem pełen niepokoju, czy uda mi się dostać do ręki coś, co wyszło spod ręki Lovecrafta. Po wejściu do tego ponadstuletniego budynku zostałem przywitany przez trzy panie bibliotekarki. Sumując wiek dwóch młodszych przypuszczam, że znaleźlibyśmy się mniej więcej w połowie wieku trzeciej. Mając w pamięci doświadczenia z bibliotekarkami Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, z drżeniem serca podszedłem do lady spytać, czy istnieje możliwość przejrzenia czegoś Lovecrafta. Pani wklepała kilka znaków na klawiaturze, spojrzała na mnie (zadrżałem po raz kolejny) i spytała, czy chciałbym coś napisanego przez niego, czy o nim, bo wyskoczyło 1300 rekordów. Odpowiedziałem, że coś autorstwa Lovecrafta. Pani wtedy mówi, że niestety większość materiałów mają w archiwum, w innym budynku, jest jej przykro i nie wie, czy jest w stanie mi pomóc, bo powinienem zgłosić zapotrzebowanie 24 godziny wcześniej przez formularz na stronie internetowej biblioteki. Doświadczenie z polskich bibliotek pozwoliło mi szybko zrobić smutną, przepraszającą, lecz pełną nadziei minę, że może coś jednak jest, bo ja z Polski i jutro wracam na ojczyzny łono, samolot, rozumie Pani… Wtedy okazało się, że coś tam się znajdzie i czy mam coś konkretnego na myśli. Jak powiedziałem, że ucieszę się z czegokolwiek, Pani zaproponowała mi The Statement of Randolph Carter. Żeby nie zmieniła zdania szybko powiedziałem, że super, dziękuję bardzo i jestem strasznie wdzięczny! By formalnościom stało się zadość, pani wręczyła mi formularz, w którym wpisałem moje dane i założyła mi tymczasową kartę biblioteczną. Po wrzuceniu plecaka do szatni skierowałem się do czytelni. Niestety zdjęcia robione były „na partyzanta”: starałem się nie rzucać w oczy, co było dość trudne, bo w czytelni byłem tylko ja i bibliotekarz; jakość pozostawia więc sporo do życzenia. Po chwili do ręki dostałem kopertę:
Opisaną tak:
W środku była teczka:
Po otwarciu zobaczyłem to:
Każdy arkusz był osobno. Na początku znalazłem kilka zdjęć:
Dalej były komentarze i list Lovecrafta:
Kolejne karty powaliły mnie, musiałem przetrzeć spocone ręce i mogłem zachwycać się dalej – kserokopie rękopisu opowiadania.
Kolejne kilka kartek zawierało maszynopis tego opowiadania. Pomimo ograniczonego czasu nie mogłem się powstrzymać i przeczytałem tam Zeznanie Randolpha Cartera, bo wcześniej nie miałem okazji. A czytanie w tym miejscu, z takiego źródła, dodało tylko emocji.
Ekspedientka z Lovecraft Arts & Sciences wcześniej wyjawiła mi również, że na czas konwentu udało im się wynegocjować z biblioteką ekspozycję oryginalnych rękopisów Lovecrafta. Tak więc jest jeszcze jeden powód, aby odwiedzić Providence ponownie w sierpniu któregoś nieparzystego roku.
Trzeba było opuścić bibliotekę i skierować się do Providence Athenᴂum, które znajdowało się dosłownie trzy minuty dalej. A tam po wejściu zobaczyłem jego:
Z mapki, którą miałem w informatorze konwentowym, znalazłem jeszcze trzy punkty, które postanowiłem odwiedzić. Pierwszym geometrycznie najbliższym punktem była tablica określająca miejsce, w którym urodził się Lovecraft – 454 Angell Street.
Niedaleko znajdował się dom, w którym HPL mieszkał w latach 1904-1924:
Ostatnim punktem mojej wycieczki było odwiedzenie Ladd Observatory na 210 Doyle Avenue, w którym Lovecraft miał możliwość obserwować niebo. Dostęp do niego zapewnił mu profesor Upton z Brown University, z którym był spokrewniony. Obserwatorium znajdowało się około mili od domu Lovecrafta.
I tak skończyła się moja wizyta w Providence. Niestety o postać Lovecrafta jako znanego mieszkańca Providence miasto nie dba. Gdyby nie działania fanów, zostałby w swoim ukochanym mieście zapomniany. Gorąco polecam odwiedzenie Nowej Anglii, jest to naprawdę piękny kawałek świata.
Stamtąd ruszyłem do Salem, poznać miejsce w którym w 1692 roku posądzono o czarnoksięstwo i konszachty z diabłem ponad 200 osób, a zamordowano 22 osoby (skazane wyrokiem przez sąd), ale to już inna historia…
Grzegorz Bielęda