Matt Cardin

Oczy mistrza jaśnieją tajemnicami: H. P. Lovecraft oraz jego wpływ na Thomasa Ligottiego

2005

Przekład: Mateusz Kopacz

Spis treści:

I. Wstęp: cień Lovecrafta

II. Mroczny guru, osobowość obecna: Lovecraft w życiu Ligottiego

III. Uwagi na temat horroru pisania: Lovecraft w twórczości Ligottiego i vice versa

IV. Lovecraft oraz Ligotti, sui generis

V. Zakończenie: urzekający koszmar

I. Wstęp: cień Lovecrafta

Założyciel Thomas Ligotti Online,[1] Jonathan Padgett, w swoim FAQ dotyczącym pisarza przedstawia następującą anegdotę: „W rozmowie telefonicznej, jaką wiosną 1998 roku przeprowadziłem z panem Ligottim, wyjaśnił on, że lektura dzieł Lovecrafta większy wpływ wywarła na jego życie niż twórczość, gdyż stanowiła bodziec do rozpoczęcia pisarskiej kariery. Poza tym HPL niewiele ma wspólnego z tematyką bądź stylem jego prac.” Na podstawie tej anegdoty można wysnuć wniosek, że wpływu Lovecrafta na pierwszy rzut oka nie widać w dziełach autora Teatro Grottesco. Jeśli faktycznie tak jest, to co należałoby sądzić o zjawisku, na które zwraca uwagę Ramsey Campbell we wstępie do pierwszej książki Ligottiego, zbioru opowiadań Songs of a Dead Dreamer: „Miejscami [Ligotti] nasuwa czytelnikowi na myśl iście Lovecraftowsko przepastną grozę, mimo iż ta różni się znacznie od grozy Lovecrafta” (SOADD, s. ix). Innymi słowy, jeśli to prawda, że „HPL niewiele ma wspólnego z tematyką bądź stylem pisarstwa Ligottiego”, to jak mamy tłumaczyć fakt, że, jak ujął to Ed Bryant: „Rzadko kto omawia czy choćby wspomina nazwisko Ligottiego bez przywoływania cienia H. P. Lovecrafta” (Bryant)?

Próba udzielenia odpowiedzi na to pytanie przez sięgnięcie po dostępne wywiady z Ligottim oraz poskładanie cytatów, w których przecież tak często i obszernie omawiał swój związek z Lovecraftem, wydaje się niezwykle kusząca. Jednakże bardziej wyczerpującą oraz zadowalającą odpowiedź otrzymamy przez zbadanie oraz wysnucie obiektywnych wniosków z dostępnych materiałów. Takie podejście da nam dodatkowo okazję zgłębienia niektórych pism oraz typowych poglądów Lovecrafta, jak również porównania go z Ligottim czy też przeciwstawienia mu go. Dzięki temu zrozumiemy, w jakim stosunku do siebie pozostają obaj pisarze.

Mimo wszystko zacznijmy od wspomnianych wywiadów. Dokonując ich przeglądu, zbudujemy chronologię pokrewieństwa Ligottiego zarówno z Lovecraftem, jak i całą dziedziną horroru, co może okazać się dla nas niezwykle pouczające.

II. Mroczny guru, osobowość obecna: Lovecraft w życiu Ligottiego

Ligotti urodził się w lipcu 1953 roku i jak przyznał, nie miał większej styczności z literaturą grozy ani też specjalnej chęci, by ją czytać, aż do osiemnastego roku życia, kiedy to, w 1970 lub 1971 roku, na garażowej wyprzedaży, odkrył przypadkiem Nawiedzonego[2] Shirley Jackson. Co więcej, przedtem nie wykazywał zbytniego zainteresowania książkami czy literaturą w ogóle. Jak sam przyznawał: „Póki nie poznałem horroru Jackson, przeczytałem w życiu garstkę dzieł literackich, z których niemal wszystkie były szkolnymi lekturami. Pod koniec lat sześćdziesiątych byłem wypalonym człowiekiem, nie wiedziałem, z czym się je bibliotekę, tak samo obce było dla mnie pojęcie księgarni.” Kiedy zaczął czytać powieść Jackson, olśniło go: książka posłużyła za podstawę lubianego przez niego filmu: Nawiedzonego domu [The Haunting] (1963) Roberta Wise’a. Po ukończeniu książki poczuł „wyraźny głód horrorów, choć niekoniecznie w stylu Jackson”. Nie chciał czytać opowieści osadzonych we współczesnych czasach, o współczesnych bohaterach, wolał historie z filmów uwielbianych za młodu, „schematycznych gotyckich horrorów rozgrywających się w epoce wiktoriańskiej (…). [T]akiego właśnie rodzaju beletrystyki grozy poszukiwałem, potomstwa opowieści Poego” (Ford, s. 31).

Zanim przejdziemy do przedstawienia zakończonych sukcesem poszukiwań takich historii przez Ligottiego, musimy cofnąć się nieco w czasie i przyjrzeć wydarzeniu, które położyło emocjonalne oraz filozoficzne fundamenty dla jego wrażliwości na wizję wszechświata przedstawioną przez Lovecrafta w twórczości beletrystycznej. Wydarzyło się to, gdy Ligotti miał siedemnaście lat oraz pozostawał pod wpływem narkotyków oraz alkoholu. Sam w ten sposób opisuje całe zajście oraz nastawienie umysłowe, które do niego doprowadziło: „Jako nastolatek wykazywałem skłonność do depresji. Świat istniał dla mnie wyłącznie po to, by z niego uciekać. Drogą do tego stał się alkohol, a w latach sześćdziesiątych również wszelkiego rodzaju narkotyki. W sierpniu 1970 roku doznałem pierwszego ataku czegoś, co przerodzi się w trwające do dziś zaburzenia paniczno-lękowe” (Angerhuber & Wagner, s. 53). W innym miejscu określi to zdarzenie „załamaniem emocjonalnym” oraz zaświadczy, że chociaż doszło do niego „po okresie intensywnego zażywania narkotyków oraz mocnych trunków”, to nie powinniśmy przypisywać tym używkom roli kauzalnej, gdyż „posłużyły jedynie jako przyspieszenie doli, która czekała moją znerwicowaną oraz emocjonalnie chwiejną osobę” (Schweitzer, s. 30).

Wydarzenie to stanowiło coś więcej niż zwykły napad paniki: ujawniła się w nim przerażająca wizja wszechświata, a także samej rzeczywistości, która już na zawsze skieruje jego światopogląd w proto-Lovecraftowskim kierunku, z czego w tamtym czasie nie mógł zdawać sobie sprawy. Ów związek Ligotti podkreślił wyraźnie w kilku wywiadach, choćby w tym przeprowadzonym przez Roberta Bee, w którym opisuje słynną „kosmiczną perspektywę” Lovecrafta jako „koncepcję, a zarazem wrażenie emocjonalne, że ludzkie pojęcia wartości oraz znaczenia, wręcz sam sens, są kompletnie złudne”. Dalej dodaje: „Niedługo przed pierwszym czytaniem opowiadań Lovecrafta doświadczyłem — w stanie paniki, warto dodać — takiej właśnie perspektywy, i od tamtej pory stanowi ona psychologiczne oraz emocjonalne tło mego życia” (Bee). Podobnie przyznał Thomasowi Wagnerowi oraz Monice Angerhuber, że odkrył Lovecrafta „nie tak długo po” pierwszym ataku i „pojąłem wtedy, że bezsensowny i straszny wszechświat opisywany w opowiadaniach Lovecrafta bardzo ściśle odpowiada miejscu, w którym wówczas żyłem, i w którym zresztą żyję nadal” (Angerhuber & Wagner, s. 53).

A więc: w sierpniu 1970 roku — tym samym miesiącu, w którym osiemdziesiąt lat wcześniej przyszedł na świat H. P. Lovecraft — siedemnastoletni Thomas Ligotti doznał przerażającej wizji wszechświata jako miejsca „bezsensownego i strasznego”, w którym „ludzkie pojęcia wartości oraz znaczenia, wręcz sam sens, są kompletnie złudne”. Krótko potem, pod koniec 1970 lub na początku 1971 roku, odkrył Nawiedzonego Jackson, przeczytał powieść i zapragnął odmiennego rodzaju horroru literackiego. Ponieważ nie był zaznajomiony z bibliotekami czy księgarniami, poszukiwania zaprowadziły go w najbardziej nieoczekiwanym kierunku oraz przyniosły równie nieoczekiwane, choć przypadkowe skutki: „W swoich poszukiwaniach literatury grozy najpierw trafiłem do miejscowego drugstore’u. Jakimś dziwnym trafem na wystawie znalazł się paperback zatytułowany Tales of Horror and the Supernatural Arthura Machena. Niebawem okazało się, że książka była dokładnie tym, czego szukałem” (Ford, s. 31). Krótko po przeczytaniu zbioru Machena około 1971 roku wrócił do tego drugstore’u i kupił kolejną pozycję: tom pierwszy Tales of the Cthulhu Mythos w wydaniu Ballantine (Ford, s. 31; Bryant). I chociaż podobał mu się Machen, lektura Lovecrafta sprawiła to, czego nie potrafiło czytanie Machena: wywołała wybuchowe poczucie utożsamienia oraz wzbudziło w Ligottim pragnienie pisania własnych opowiadań.

Powody tego są różnorakie, wszystkie jednak krążą wokół przemożnego poczucia identyfikowania się z poglądami Lovecrafta. Był on „pierwszym pisarzem, z którym tak silnie się utożsamiałem (…) mrocznym guru, który potwierdził wszystkie moje najstraszniejsze przypuszczenia co do wszechświata” (Paul & Schurholz, s. 18). Świeżo po pierwszym napadzie zaburzeń paniczno-lękowych, wciąż owładnięty straszliwym, nowo poznanym światopoglądem, Ligotti czuł „wdzięczność, że ktoś postrzegał świat na sposób podobny do mojego” (Angerhuber & Wagner, s. 53). I chociaż związek o charakterze inspiracyjnym może nie być oczywisty ani też niewątpliwy, dla Ligottiego stanowił część organiczną jego szczególnie intensywnej uczuciowej reakcji na Lovecrafta: „Kiedy około roku 1971 po raz pierwszy czytałem Lovecrafta, a jeszcze bardziej gdy zacząłem czytać o jego życiu, w jednej chwili wiedziałem, że chcę pisać opowiadania grozy” (Wilbanks).

Nie licząc jednak szkolnych prac domowych, Ligotti pisaniem zajmie się dopiero w czasie studiów, gdy odkryje, że „podejmowany przeze mnie istotniejszy trud pisarski okazał się bardzo pobudzający: czułem się odurzony, a przynajmniej przestawałem zwracać uwagę na chroniczny lęk, chciałem więcej” (Schweitzer, s. 24). Głębokie doznania, jakich doświadczył przy pierwszej styczności z Lovecraftem, przypieczętowały jego los pisarza, „nie było mowy, że mógłbym pisać cokolwiek innego niż opowieści grozy” (Angerhuber & Wagner, s. 53).

Niedawno (w lutym 2005 roku) przedstawił nieco szersze wyjaśnienia na temat natury swojej inspiracji Lovecraftem:

Za każdym razem, gdy chłonny umysł odkrywa dzieła kogoś takiego jak Lovecraft, dowiaduje się, że istnieją inne sposoby spoglądania na świat poza tymi, jakie wymuszają na nim uwarunkowania. Możesz odkryć, w jakim to koszmarnym więzieniu przyszło ci zamieszkiwać, lub też odnajdujesz odbicie tego wszystkiego, co już wcześniej przygnębiało cię i przerażało w byciu żywym. Grozę i pustkę ludzkiej egzystencji — ustronną fasadę, za którą nie ma nic oprócz wirującej otchłani. Ostateczną beznadzieję oraz niedolę wszystkiego. Po wydaniu i entuzjastycznym przyjęciu pierwszej swojej książki po francusku, której angielski tytuł brzmi A Short History of Decay[3] (1949), Cioran zauważył, że jego maniera filozoficznej negacji posiada żywotną i energetyzującą jakość. Lovecraft z innymi podobnymi autorami może wywierać analogiczny skutek i zamiast przywodzić ludzi do rezygnacji może dawać im dobry powód do trwania. Czasem ten powód polega na podążaniu jego ścieżką — przekazywaniu za pomocą horrorów furii oraz paniki wywołanych istnieniem na tym świecie (Ligotti 2005).

Na podstawie tego, co już powiedzieliśmy, jasne jest, że Ligotti nawiązuje tu do siebie. Gdzie indziej wprost przyznaje, że obrał Lovecrafta nie tylko za wzorzec literacki, ale również za wzorzec życia:

Wyczuwałem w dziełach Lovecrafta coś, co wespół z jego legendą „samotnika z Providence” kazało mi pomyśleć: „To coś dla mnie!” Egzystencję już wcześniej widziałem w czarnych barwach, nie było więc mowy o jakichkolwiek problemach na tym tle. Cierpiałem i nadal cierpię na agorafobię, samotnictwo to dla mnie chleb powszedni. Jedyne wyzwanie kryło się w pytaniu, czy faktycznie potrafię pisać opowiadania grozy. Uczyłem się zatem fachu i dzień po dniu, rok po roku, tworzyłem własne teksty, aż w końcu moje opowiadania zaczęły się pojawiać w niedużych czasopismach. W żadnym wypadku nie porównuję się do Lovecrafta jako osoby czy pisarza, ale ogólny zarys jego życia dał mi coś, do czego mogłem dążyć (Wilbanks, podkreślenie moje).

Wydaje się więc niemożliwe przecenienie wpływu Lovecrafta na Ligottiego, nie tylko jako pisarza, którego dzieła tamten uwielbia, ale także ludzkiej istoty, z którą odczuwa głębokie poczucie pokrewieństwa. Kwestię tę rozstrzygnął definitywnie sam Ligotti: „H.P. Lovecraft, nikt inny, stanowił dla mnie emocjonalnie najbliższą, najbardziej rzeczywistą osobowość obecną w życiu” (Paul & Schurholz, s. 18). „Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie Lovecraft” (Wilbanks).


[1] http://www.ligotti.net/ (przyp. tłum.)

[2] Wyd. pol. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000 (przyp. tłum.).

[3]  Wyd. pol. jako Zarys rozkładu, Wydawnictwo KR, Warszawa 2006 (przyp. tłum.).