Neonomicon

1 czerwca 2019 | Komiks, Recenzje | 0 comments | Autor:

Po pewnych perturbacjach, lovecraftowskie komiksy Alana Moore’a nareszcie trafiły w ręce polskiego czytelnika. Nie stało się to jednak za pośrednictwem kontrowersyjnego wydawnictwa Fantasmagorie, które pierwotnie zapowiadało (a nawet, nieszczęśliwie dla wielu czytelników, rozpoczęło przedsprzedaż) Providence, ale sprawdzonego w boju weterana, firmy Egmont.

Egmont potraktował sprawę poważnie, w skład wydanego właśnie tomu wchodzą dwie historie: Podwórze i Neonomicon, czyli komiksy poprzedzające dłuższy (liczący 12 zeszytów), bardziej wymagający od scenarzysty Providence. Podwórze to adaptacja opowiadania Moore’a, które ukazało się drukiem również w Polsce, jako część antologii Cienie spoza czasu. Przełożeniem tego krótkiego tekstu na język komiksu zajął się scenarzysta, Antony Johnston.

Śledczy Aldo Sax, sfrustrowany rasista, którego zadaniem jest wyjaśnienie serii makabrycznych zbrodni, formą przypominających działania szalonego kultu, trafia do Red Hook w poszukiwaniu sprawcy pozornie pozbawionych motywu przestępstw. Tak się zaczyna komiks silnie inspirowany prozą H.P. Lovecrafta, osadzony w świecie pełnym elementów mitologii Cthulhu. Co ciekawe, jest to pozycja polaryzująca zarówno czytelników amerykańskich komiksów, jak i samych fanów literatury weird fiction. Avatar Press, amerykańska firma, która wprowadziła cykl na rynek, szeroko rozumianą polityczną poprawność… ma w serdecznym poważaniu. Ich szacowne logo znajdziecie na tytułach przepełnionych skrajną przemocą, seksem czy alternatywnymi wersjami II wojny światowej, opowiadanymi z perspektywy niemieckich übermenschów. Moore mógł więc rozhuśtać scenariusze bez strachu, że cenzorzy będą pstrykać palcami koniuszek jego pióra.

Podejście to może stanowić problem dla miłośników klasycznych, osadzonych w epoce opowiadań Lovecrafta. Neonomicon będzie dla nich przypuszczalnie lekturą szokującą, a nawet więcej: formą agresywnego ataku na ich przyzwyczajenia i profanacją uwielbianego autora. Moore wprowadza rasizm, narkomanię, seks i gwałt do świata, który jak dotąd unikał dosłownego opisywania tych tematów. Nie oszczędza także samego autora, inkorporując elementy jego biografii do fantastycznych wątków swojej opowieści. Jawnie przytacza wszystkie wady pisarza i  uszczypliwie komentuje jego problemy w relacjach z kobietami czy rasistowskie poglądy. Wszystko to jest wręcz przejaskrawione w celu wywołania formy kulturowego katharsis.  Moore atakuje ze skutecznością oraz determinacją godną internetowego trolla, jednak jego zainteresowanie prozą i życiem słynnego mieszkańca Providence nie wynika z pogardy. Chce raczej zderzyć składniki fikcyjnej mitologii ze ścianą współczesności. Czołowo i przy pełnej prędkości.

Moore skrupulatnie studiował dzieła Lovecrafta, a wiele motywów wcielił do swych wcześniejszych tekstów (choćby na stronach Ligi Niezwykłych Dżentelmenów oraz w, poprzedzającym Podwórze, Yuggoth Cultures). Z pewnością docenia jego wyobraźnię, wpływ na literaturę grozy czy ogólnie współczesną kulturę, i choć rozmawiając z dziennikarzami bagatelizował pracę nad Neonomiconem, twierdząc, że był to tylko „zarobkowy” projekt, to jednak historii nie porzucił, a jej obszerną kontynuację w postaci Providence zachwalał jako jeden ze swoich najlepiej przygotowanych projektów po słynnych Strażnikach.

Rysownik Jacen Burrows bardzo dobrze wpasował się w ton tych wulgarnych historii. Śmiało i bez kompleksów ilustruje teksty Moore’a, zastępując cienie i mrok konkretnymi, pełnymi detali kształtami. Świadomie rezygnuje z tajemnicy na rzecz szoku i obrzydzenia. Przykładowo, sekret plemienia żyjącego w Innsmouth jest już czytelnikowi znany. A jeśli nie możesz zaskoczyć odbiorcy utartym od dekad pomysłem, pokaż to, co oryginalny autor jedynie sugerował. Szokuj. W ten sposób powstał najbardziej dzielący recenzentów fragment tomu. Jeden z zeszytów  Neonomiconu to właściwie pornografia. Głosy sprzeciwu części odbiorców zaczytujących się dziełami Lovecrafta i jego kontynuatorów zupełnie mnie nie dziwią. Przypominam natomiast, że rzecz nie wyszła spod pióra wyrobnika zarabiającego jedynie na wydatnych biustach czy wielkich bicepsach. Moore ewidentnie uważa, że wywołanie tego wstrząsu będzie ciekawym eksperymentem. Formą zarówno krytyki, jak i oczyszczenia. Wywyższenia pomysłowości autora oraz wyciągnięcia z cienia jego niedostatków jako człowieka. Zmieszał więc dziesiątki nawiązań do klasycznej prozy z rzeczywistością współczesnego, „chamskiego” w swej dosłowności horroru. Mimo to zdecydowanie da się wyczuć, że w kwestii mitów ma do powiedzenia wiele więcej, co pokaże w trzytomowym wydaniu Providence.

Jak wspomniałem wcześniej, Egmont stanął na wysokości zadania. Polskie wydanie komiksu oprawione zostało twardą obwolutą i wydrukowane na przyzwoitej grubości kredowym papierze. Zawiera wprowadzenie napisane przez Mateusza Kopacza, naczelnego niniejszego serwisu, krótką galerię alternatywnych okładek zeszytowego wydania komiksu oraz leksykon nawiązań do oryginalnych opowiadań (również opracowany przez Mateusza). W lipcu tego roku spodziewamy się polskiej premiery pierwszego tomu Providence. Z pełnym przekonaniem polecam go tym z Was, którzy nie boją się kompleksowego i pomysłowego, ale odważnego podejścia do klasyki.

Marcin Sienny