9 stycznia 2020 | Artykuły, Książki, S. T. Joshi | 0 comments | Autor: S.T. Joshi
Pierwszą wydaną książką znanego francuskiego powieściopisarza i poety, Michela Houellebecqa (ur. 1958), była krótka rozprawa zatytułowana H.P. Lovecraft: Contre le monde, contre la vie (1991), w 2005 roku przetłumaczona na angielski jako H.P. Lovecraft: Against the World, Against Life. Przełożono ją także na języki: włoski, niemiecki, szwedzki i hiszpański. Osobliwe to dzieło. Jego głównym przesłaniem jest to, że Lovecrafta „roznosiła nienawiść” (s. 116)[1] oraz że na owej nienawiści, okazywanej zwłaszcza wobec „zasady realizmu” (31), Lovecraft buduje w swoich dziełach atmosferę oraz charakterystyczną wizję.
Trzeba powiedzieć otwarcie, że wnioski Houellebecqa nie opierają się na rzeczowej analizie. Chociaż jasne jest, że znał biografię de Campa (najpewniej we francuskim przekładzie z 1988 roku, kiedy to, jak sam przyznaje na s. 23, zaczął pisać swoją rozprawę), to nie wiadomo, czy czytał inne listy Lovecrafta niż te zawarte w pierwszym i jedynym tomie tłumaczeń Francisa Lacassina (Lettres, 1978), obejmującym okres do 1926 roku. Byliśmy skonsternowani, ja i tłumaczka Dorna Khazeni, której pomagałem podczas przekładu eseju na język angielski, że nie możemy odnaleźć niektórych cytatów z Lovecrafta przytaczanych przez Houellebecqa, w tym dziwnego ustępu (rzekomo z jednego z opowiadań) o „pewnych wyjątkowo odrażających rytuałach, którym oddają się tubylcy z Karoliny Północnej” (81). Lovecraft nigdy nie wspomina Karoliny Północnej w żadnej z opowieści (również tych poprawianych na zlecenie). Niesprawiedliwie byłoby sugerować, że Houellebecq po prostu zmyślił te fragmenty, trudno bowiem znaleźć sensowne powody, dla których miałby to robić, należy jednak co najmniej uznać, że swój wywód prowadzi niechlujnie.
Zapalony Houellebecq podziwia Lovecrafta za jego wyjątkowe podejście do literatury. W szczególności ogłasza, że dzieła Amerykanina są „antidotum na wszelkie formy realizmu” (29, podkreślenie moje). Dalej wyjaśnia, co ma na myśli poprzez to nietuzinkowe stwierdzenie. Przytacza biadanie Lovecrafta z wczesnego etapu kariery, że „Dorosłość to piekło” (Selected Letters I, s. 106), jak gdyby było to podejście, którego nie zmienił w późniejszych latach, po czym stwierdza: „Lovecraft wie, że nie ma nic wspólnego z tym światem. (…) Czuje odrazę do świata i nie widzi żadnego powodu, by sądzić, że wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby się lepiej przyjrzeć” (32).
Houellebecq pomylił obojętność z nienawiścią. Jedno nie wynika z drugiego i sam Lovecraft odrzucał to pomieszanie. Francuz zamyka swoją rozprawę, orzekając, że dla Lovecrafta „Świat może być zły, wewnętrznie zły, zły z natury” (124). Zdanie to brzmi, jakby napisał je Thomas Ligotti, który istotnie jest pesymistą oraz mizantropem. Lovecraft otwarcie sprzeciwiał się nazywaniu go kimś takim:
Wbrew Twoim przypuszczeniom nie jestem pesymistą, lecz indyferentystą – znaczy to, że nie uważam błędnie, jakoby wynik działania naturalnych sił rządzących życiem organicznym miał jakikolwiek związek z pragnieniami i gustami którychkolwiek procesów organicznych. Pesymiści są równie nielogiczni co optymiści; obie grupy wyobrażają sobie, że cele ludzkości są jedne oraz łączy je bezpośredni związek (zawód bądź spełnienie) z niezatrzymanym strumieniem ziemskich czynników i zdarzeń. A dokładniej: w obu szkołach dostrzec można pozostałości prymitywnej świadomej teleologii, wedle której kosmos w ten czy inny sposób obchodzą zachcianki i ostateczny dobrobyt komarów, szczurów, wesz, psów, ludzi, koni, pterodaktyli, drzew, grzybów, ptaków dodo czy innych form biologicznej energii (Selected Letters III, s. 39).
Mimo to Houellebecq, na przekór wszelkim argumentom, trwa przy swoim poglądzie, ponieważ stanowi on podstawę jego spojrzenia na dorobek literacki Lovecrafta. W przypadku pisarza z Providence „nienawiść do życia poprzedza jakąkolwiek literaturę. Nigdy nie zmieni zdania. Odrzucenie wszelkich form realizmu to warunek wstępny wkroczenia w jego świat” (60). Co jednak Houellebecq ma na myśli poprzez „realizm”? Prędko otrzymujemy wyjaśnienie: „Otóż w całym jego dziele nie znajdziemy najmniejszej aluzji do dwóch rzeczy, którym na ogół przypisujemy znaczenie: do seksu i pieniędzy. Ani jednej” (60). Houellebecq powinien zrozumieć, że to nonsens. Na pierwszy z tematów Bobby Derie napisał obszerną rozprawę Sex and the Cthulhu Mythos (2014), z dwoma wyczerpującymi rozdziałami o objętości stu trzydziestu stron poświęconymi osobistemu podejściu Lovecrafta do erotyki oraz omówieniu odniesień i aluzji do seksu w jego twórczości. Możemy tutaj wspomnieć choćby o takich motywach jak międzygwiezdny gwałt ze Zgrozy w Dunwich, Istoty z Głębin kopulujące z ludźmi w Widmie nad Innsmouth oraz zamiana płci Ephraima i Asenath Waite’ów w Czymś na progu. Można też przytoczyć Przypadek Charlesa Dextera Warda, w którym nadnaturalnie wiekowy Joseph Curwen prawdopodobnie dokonał małżeńskiego gwałtu na wrogo nastawionej Elizie Tillinghast, aby spłodzić potomka – Ann Tillinghast, bezpośredniego przodka Charlesa Dextera Warda. Odniesień do pieniędzy znajdziemy w opowiadaniach Lovecrafta mniej i wszystkie są mało znaczące, ale niech wystarczy chociażby to z Widma nad Innsmouth: „Nie miałem samochodu, podróżowałem pociągami, tramwajami i autobusami, zawsze starając się znaleźć przejazd najtańszy” (Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, s. 576).
Ale spójrzmy przychylnie na skłonność do przesady u Houellebecqa i uznajmy, że poprzez „seks i pieniądze” rozumiał szerzej realizm społeczny dominujący w literaturze europejskiej przed i po czasach Lovecrafta. Jednak należy wtedy przedstawić dwa poważne zastrzeżenia. Po pierwsze, podobny osąd mógłby spotkać dzieła wielu z poprzedników Lovecrafta w literaturze niesamowitej, od Poego przez Bierce’a po Machena, Dunsany’ego i Blackwooda; pod tym względem unikanie przez Lovecrafta „seksu i pieniędzy” to zaledwie bardziej radykalny przykład tendencji od dawna dominującej w gatunku skupiającym się na zupełnie innych tematach. Niektórzy z wymienionych mieli niewiele więcej postaci kobiecych niż Lovecraft, niektórzy zaś (szczególnie Poe i Machen) równie skrycie odnosili się do seksu, zwykle patologicznego (jak w przypadku kazirodczego związku brata z siostrą w Upadku domu Usherów lub ekscesów cielesnych Helen Vaughan w Wielkim Bogu Panie). Lovecraft nie jest izolowanym przypadkiem pod tym względem. To znamienne, że Houellebecq dla kontrastu przywołuje dzieła Richarda Mathesona (53-54). Otóż Matheson i inni pisarze tego pokolenia wręcz nawoływali do powrotu do poziomu weird fiction z czasów, gdy Lovecraft i jego poplecznicy z „Weird Tales” odrzucali „realizm”.
Dobrze. To nas prowadzi do drugiego zastrzeżenia: istnieją inne rodzaje realizmu niż ten przyziemny, portretujący zwykłe ludzkie jednostki krzątające się przy swoich codziennych sprawach. Gdy Houellebecq wielokroć powtarza o odrzucaniu przez Lovecrafta „wszelkich form” realizmu, zaprzecza samemu Lovecraftowi. Mimo że Francuz dowodzi pewnej znajomości notatnika z pomysłami Amerykanina, najwyraźniej obcy jest mu esej Uwagi na temat pisania weird fiction (1933), gdzie Lovecraft stwierdza czarno na białym:
Podczas pisania opowiadania grozy zawsze bardzo uważnie staram się wytworzyć odpowiedni nastrój i atmosferę, kładąc przy tym nacisk na pewne elementy. Nie wolno, chyba że w niedojrzałych, pulpowych, szarlatańskich historyjkach, przedstawiać opisów niemożliwych, nieprawdopodobnych lub niewyobrażalnych zjawisk niczym zwykłych relacji z powszechnych zachowań i konwencjonalnych uczuć. Niewyobrażalne wydarzenia i sytuacje muszą pokonać pewną wyjątkową przeszkodę, co można osiągnąć wyłącznie przez utrzymanie starannego realizmu [podkreślenie moje] w każdej części opowiadania, za wyjątkiem [podkreślenie autora] fragmentów z główną cudownością (Koszmary i fantazje, s. 32-33).
Może Lovecraft nie ma tu na myśli realizmu w kreśleniu postaci, niemniej w swoich dziełach dopracowuje realizm miejsca akcji, nie mówiąc o realizmie faktów naukowych. Houellebecq podziwia wręcz „oniryczną precyzję” (79) opisów Starych Istot z powieści W górach szaleństwa, lecz zapomina przyznać, że jest to „realizm” równie urzekający i równie ważny dla Lovecrafta co „banalne scenerie (supermarkety, stacje benzynowe…)” (53) w utworach Mathesona.
Ale nawet jeśli Houellebecq znacznie chybia celu w tej części analizy Lovecrafta, tak gubi się jeszcze bardziej w temacie najbardziej kontrowersyjnym – rasizmie Lovecrafta. Ponieważ Houellebecq jest przekonany, że istotą dzieł Lovecrafta są „Absolutna nienawiść do świata w ogóle i szczególne obrzydzenie do świata współczesnego” (60), wierząc, że sam Lovecraft jest „ponurym pustelnikiem i mizantropem” (105) – pogląd, jak widzieliśmy, w znacznej mierze fałszywy – skupia się na rasizmie jako swego rodzaju kluczu do zrozumienia całego korpusu dzieł Amerykanina. Utrzymuje, że dwa trudne lata spędzone przez Lovecrafta w Nowym Jorku – gdzie, w odróżnieniu od Providence, był zmuszony stykać się z ludźmi różnych ras w bezskutecznym poszukiwaniu źródła zarobku – stanowiły lekcję, z której wyniknął wielki przypływ kreatywności w ostatniej dekadzie jego życia w Providence.
Houellebecq przytacza znane już rasistowskie ustępy z listów Lovecrafta, zwłaszcza omówienie „włosko-semicko-mongoloidalnych” (Selected Letters I, s. 333-334) mieszkańców Lower East Side (sam fragment jednakże odnosi się do pierwszej wizyty Lovecrafta w Nowym Jorku w kwietniu 1922 roku). Zdaniem Francuza, ustęp ten należy uznać za uniwersalny klucz interpretacyjny „wielkich tekstów” z późniejszych lat: „Ta halucynacyjna wizja jest bezpośrednim źródłem opisów istot rodem z koszmaru, które zaludniają cykl o Cthulhu” (114). Dowód tego niezwykłego stwierdzenia? Houellebecq proponuje… Zgrozę w Red Hook (1925). No tak, ale, mówiąc kolokwialnie, coś jeszcze? W jaki sposób ludzie z Lower East Side o obcym pochodzeniu mają przypominać byty opisane w późniejszych dziełach Lovecrafta – czy to mowa o przypominających skorupiaki grzybach z Yuggoth z Szepczącego w ciemności, czy beczułkowatych Przedwiecznych z Gór szaleństwa, czy Wielkiej Rasie z Cienia spoza czasu, czy nawet gazowych istotach (zakładając, że jest ich więcej niż jedna), które spadły z meteorem w Kolorze z innego wszechświata i doprowadziły do rozpadu otoczenia i mieszkańców gospodarstwa Gardnerów? Wszelkie porównania zdają się, jak wyłuszczyłem również gdzie indziej (zob. Charles Baxter on Lovecraft, s. 120-121)[2], raczej niejasne. Widocznie dlatego właśnie Houellebecq nie analizuje dalej tej kwestii. Nie przywołuje nawet Istot z Głębin z Widma nad Innsmouth, opowiadania, które spośród wszystkich „wielkich tekstów” Lovecrafta z jego ostatniej pisarskiej dekady można by zasadnie uznać za oparte na rasistowskich założeniach (w tym przypadku na zagrożeniach płynących z mieszania się ras).
Houellebecq twierdzi za to, że przeróżni wyznawcy Wielkich Przedwiecznych „to prawie zawsze Metysi, Mulaci, mieszańcy »najniższego gatunku«” (116). Nawet ten opis jest niedokładny i wydaje się dotyczyć tylko wyznawców Cthulhu z Zewu Cthulhu. Złowieszczy pan Noyes z Szepczącego w ciemności, wyraźnie w zmowie z grzybami z Yuggoth, jest niepodważalnie rasy białej, do tego dobrze urodzony. Mimo to Houellebecq po prostu stwierdza wszechobecność rasistowskich elementów w twórczości Lovecrafta, nie próbując poprzeć swojej tezy żadnymi przekonującymi – czy jakimikolwiek – dowodami.
Pomocne może się okazać zestawienie Houellebecqowskiej dyskusji rasizmu – a zwłaszcza efektu, jaki dwa lata spędzone przez Lovecrafta w Nowym Jorku wpłynęły na resztę jego życia i twórczości – z komentarzem kogoś, kto naprawdę znał Lovecrafta i mógłby się kompetentnie na ten temat wypowiedzieć. W swoich znanych wspomnieniach, zatytułowanych In Memoriam: Howard Phillips Lovecraft (1941), W. Paul Cook wymownie opisuje przemianę Lovecrafta w innego człowieka po pobycie w Nowym Jorku:
Lovecraft jednak nigdy nie stałby się zupełnie ludzki, nigdy nie stałby się człowiekiem, którego kochamy wspominać, gdyby nie jego doświadczenia w Nowym Jorku. Do końca swoich dni żarliwie nienawidził Nowego Jorku. Mam na myśli miasto, nie wielu przyjaciół, których tam miał. Trzeba jednak przyznać, że potrzebował tej biedy, tych wyzwań i prób, na które wystawiło go miasto, żeby to co w nim najlepsze wyjrzało na powierzchnię. Potrzeba było osobistego kontaktu z wykształconymi, mądrymi, wyrafinowanymi amatorami i półamatorami z Nowego Jorku, żeby zamiast patrzeć w siebie, spojrzał wokół, żeby poszerzył horyzonty i nauczył się artystycznej tolerancji, jeśli wręcz zupełnie nie zmienił światopoglądu.
Brzmi to dużo bardziej jak Lovecraft, którego znamy z listów pisanych w ostatniej dekadzie życia, a zwłaszcza, co bardziej na rzeczy, w jego dziełach literackich z tego okresu.
Powyższy sposób scharakteryzowania rasizmu Lovecrafta przez Houellebecqa jest niezbędny dla poglądu Francuza, wierzącego, że Lovecraft był „reakcjonistą starej daty” (122). Trzeba jednak ponownie podkreślić, że jest to pogląd fałszywy. Nawet biografia de Campa wyraźnie opisuje późniejszą przemianę Lovecrafta na umiarkowany (niemarksistowski) socjalizm, a późniejsze listy pisarza pełne są fragmentów wyśmiewających jego wcześniejszy konserwatyzm w sferach politycznej i ekonomicznej. Fakt ten jednakże stanowiłby poważny sprawdzian dla wniosków, które Houellebecq wysnuł a priori, tak więc po prostu go pomija. Powoli staje się jasne, że Houellebecq na podstawie wczesnych lektur Lovecrafta (pierwszy raz czytał go po francusku w wieku szesnastu lat) ukształtował w sobie specyficzne spojrzenie na jego osobę, utrwalone wysoce wybiórczym przyswajaniem innych dzieł oraz przypadkowym lub umyślnym odrzucaniem faktów przeczących jego poglądom.
Na pierwszy rzut oka wydaje się niewiarygodne, że młody francuski wielbiciel, który prawdopodobnie nie czytał Lovecrafta po angielsku, który nie mieni się badaczem literackim i który wyraźnie miał powody w takim, a nie innym przedstawieniu Lovecrafta (zob. Spaulding), odnalazł magiczny sposób na zrozumienie twórczości pisarza z Providence – rzekomo opartej na „rasowej nienawiści” – który to cel umykał setkom anglojęzycznych i nieanglojęzycznych krytyków. Houellebecq nie wstydzi się swojego domniemanego osiągnięcia. W przedmowie do francuskiego wydania książki z 1999 roku oświadcza, że podczas pierwszej lektury Lovecrafta zaskoczyły go dwie rzeczy: „jego absolutny materializm” oraz „jego obsesyjny rasizm; kiedy czytałem opisy stworzeń rodem z koszmarnego snu, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ich źródłem mogą być prawdziwe istoty ludzkie” (24). Ponownie wygłasza po prostu swoje zdanie, uznając, że dowiódł go w głównej części rozprawy. Ale myli się. Gdzie indziej bez cienia ironii pisze: „Często nie doceniano znaczenia nienawiści rasowej w twórczości Lovecrafta” (115). Doprawdy! Okoliczność ta nie skłania jednak Houellebecqa, żeby powątpiewać w swoje wnioski.
Poglądy Houellebecqa przedstawione w jego nierzetelnej rozprawie niestety znalazły szeroki odzew i wywarły znaczny wpływ na krytyków skupionych na tym aspekcie życia Lovecrafta. China Miéville utrzymywał, że „znane mi są stopień i zajadłość rasizmu Lovecrafta (…). W moim przekonaniu to coś więcej, niż »zwyczajne« bycie rasistą – zgadzam się z Michelem Houellebecqiem (…), że cały dorobek Lovecrafta, całe jego dzieło, zostało zainspirowane i ukształtowane do głębi przez nienawiść rasową” (cyt. za: Joshi, Lovecraft and Weird Fiction, s. 83-84). Nie trzeba chyba dodawać, że również Miéville nie dostarcza żadnych dowodów dla tych słów, zapewne przekonany, że robotę wykonał już za niego Houellebecq. Ale myli się. Charles Baxter w swojej nieprzychylnej recenzji książki The New Annotated H.P. Lovecraft Lesliego S. Klingera („New York Review of Books”, 18 grudnia 2014) przekonuje, że Lovecraft był „patologicznie rasistowski” (zob. Joshi, Charles Baxter on Lovecraft, s. 109) i utrzymuje, że rasizm był głównym elementem twórczości Lovecrafta; nie przytacza Houellebecqa jako źródła swojego poglądu ani czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za przekonujące argumenty.
Jest coś zabawnego w tym, że sam Houellebecq w swojej przedmowie z 1999 roku stwierdził: „wydaje mi się, że napisałem tę książkę niczym mą pierwszą powieść. Powieść z jednym tylko bohaterem (H.P. Lovecraftem we własnej osobie); powieść, pisaną z tym utrudnieniem, że wszystkie przytoczone w niej fakty, wszystkie cytowane teksty musiały być autentyczne; niemniej pewien rodzaj powieści” (23-24). Przekonaliśmy się już, że nie zawsze cytowane teksty były „autentyczne”. Poza tym jednak trzeba ze smutkiem przyznać mu rację, że jego praca to swego rodzaju powieść. Należy podkreślić, że jego generalna ocena Lovecrafta jest pozytywna, że podziwia Lovecrafta jako prozaika oraz kogoś, kto dał coś autentycznie nowego literaturze świata; nawet jego omówienie rasizmu Lovecrafta w większości pozbawione jest złej woli i gorzkiej wzgardy, którą widuje się u części komentatorów. Niemniej jednak Michel Houellebecq spopularyzował oszczerczy fałsz oparty na niewystarczających świadectwach i pełnym rozgoryczenia pragnieniu, by twórczość Lovecrafta reprezentowała dokładnie jego poglądy, w ten sposób zasiewając ziarno jadu w prace krytyków i badaczy nastawionych dużo bardziej wrogo względem Lovecrafta niż Francuz.
Bibliografia:
Przypisy:
[1] Wszystkie odniesienia do stron w przekładzie dotyczą polskiego wydania: H.P. Lovecraft: przeciw światu, przeciw życiu, przeł. Jacek Giszczak, W.A.B., Warszawa 2007 (przyp. tłum.).
[2] W odnośnej pracy pada jeden z istotniejszych argumentów przeciw zarzutowi, że obcość i straszliwość istot z kosmosu u Lovecrafta brały się z jego rasizmu. Otóż zupełna obcość opisywanych stworów zwykle łączy się z ich zdumiewającą wyższością intelektualną nad człowiekiem. Poza tym niejednokrotnie (W górach szaleństwa, Widmo nad Innsmouth, Cień spoza czasu) ludzki bohater opowieści ostatecznie mniej lub bardziej zaczyna się utożsamiać z tymi obcymi bytami (przyp. tłum.).
Powyższy artykuł zamieściłem za zgodą autora po dyskusji, jaka wywiązała się na profilu Facebookowym serwisu pod moim komentarzem do wznowienia eseju Michela Houellebecqa H.P. Loevecraft. Przeciw światu, przeciw życiu w Wydawnictwie Literackim. Jako że artykuł Joshiego dość zwięźle podsumowuje moje własne zdanie na temat tej rozprawy, a ponadto jest autorstwa większego znawcy Lovecrafta niż ja, uznałem, że powinien trafić na stronę jako uzupełnienie mojej opinii, którą, zdaje się, niektórzy mogli uznać za niepopartą dowodami. Błędem z mojej strony było odsyłanie czytelników do mojego posłowia do książki Zew Cthulhu oraz zawartej tam nieco szerszej krytyki dzieła Francuza, jako że nie jest to rzecz dostępna od ręki. A w Internecie tylko dowody dostępne od ręki się liczą.
Trudno mi nazwać strony wywołanego przeze mnie spięcia, ale wydaje mi się, że jedną z nich stanowiły osoby uznające Michela Houellebecqa za pisarza co najmniej godnego uznania i szacunku, które najwyraźniej poczuły się dotknięte, gdy określiłem go mizoginem i ksenofobem. Nie chciałbym, żeby te osoby odniosły wrażenie, że nie poważam osoby i twórczości Houellebecqa – choć nie zaliczam go do pisarzy wybitnych i ponadczasowych pokroju Tomasza Manna, Brunona Schulza czy J.L. Borgesa, to doceniam jego powieści jako błyskotliwe komentarze społeczne. A jeszcze bardziej cenię abnegację, cynizm i niechlujność, jakie objawia w wywiadach, skandalach i filmach na swój temat. Jest to dla mnie coś unikatowego. Niechlujność ta może i wprowadza odrobinę pięknego szaleństwa do jego powieści i życia, ale niestety zupełnie nie sprawdza się w rozprawie naukowej, za którą uznaje się Przeciw światu, przeciw życiu.
We wspomnianej Facebookowej dyskusji pojawiło się zdanie, które nieraz widywałem w kontekście innych apologii Lovecrafta, a mianowicie oskarżenie o to, że gorycz obrońcy (w tym przypadku mnie) wynika wyłącznie z (najwidoczniej właściwego i sprawiedliwego) poszargania świętości postaci kultowej, jaką jest Lovecraft, przez kogoś myślącego bardziej trzeźwo (w tym wypadku rzekomo M. Houellebecqa) niż jacyś tam fanatycy. Ja, rzecz jasna, postrzegam to nieco inaczej. Stykam się z dziełami Lovecrafta od dwudziestu lat. Czytam go w oryginale, znam olbrzymie ilości niewydanych w Polsce listów, znam opinie i wspomnienia na jego temat ludzi, którzy byli jego przyjaciółmi, którzy towarzyszyli mu za życia i znali go tak, jak już nikt inny nie jest w stanie go poznać. I, wierzcie albo nie, ale obraz malowany przez Houellebecqa to nie jest obraz człowieka, którego poznaję od dwóch dekad. Wyobraźcie sobie, że macie przyjaciela, który nie jest pozbawiony wad, który naplótł w swoim życiu dużo głupot w przypływie frustracji czy rozpaczy, ale który na co dzień ma złote serce, który nigdy nikogo świadomie nie skrzywdził, który dla każdego znajduje czas, który poświęca dla przyjaciół ostatni grosz, który kocha świat (tak!), który dla swoich pięknych ideałów estetycznych odmawia sobie wiele, który jest marzycielem i człowiekiem chętnie dzielącym się z innymi swoją gigantyczną wiedzą. I nagle przychodzi obca osoba i stwierdza, że to właśnie ona zrozumiała duszę waszego przyjaciela, po czym wyszukuje i wskazuje wyłącznie jego słabsze momenty i ogłasza, że oto dowód, iż spiritus movens życia i twórczości człowieka, którego znacie od wielu lat jako w sumie bardzo poczciwego gościa, to ABSOLUTNA NIENAWIŚĆ DO ŚWIATA. Nie dość na tym – wiele szanowanych osób z zewnątrz zaczyna mu przyklaskiwać i poświadcza temu zdaniu, posyłając je dalej w świat i broniąc go z całych sił! Bo słyszeli, jak „wtedy i wtedy, tu i tu”, wasz przyjaciel powiedział coś paskudnego o innych ludziach. I wtedy dociera do was, że gość, którego dobrze znacie razem z jego wadami i zaletami, nagle jest szkalowany przez szacownych obywateli i przedstawiany jako zupełnie ktoś inny! Dokładnie tak się czuję, gdy niedokształcony w temacie i niechlujny w wywodzie Houellebecq próbuje przekonywać świat o tym, że całe życie Lovecrafta to w zasadzie tłumiona żądza mordu. Tak więc wydaje mi się, że to, co mnie zabolało, to jawne urąganie sprawiedliwości. Lovecraft był rasistą i dawał temu wyraz, zwłaszcza przed 1926 rokiem, ale zrównywanie jego ideologii z rasizmem to zupełny absurd i szkalunek.
Na koniec chciałem przytoczyć kilka niewspomnianych przez Joshiego cytatów z Przeciw światu, przeciw życiu i krótko się do nich odnieść. Mam nadzieję, że przypieczętuje to naszą wspólną tezę, że nawet jeśli rozprawa Houellebecqa to fascynujące dzieło, to jednak jest to w dużej mierze fantazja, bajka, powieść – jak zwał tak zwał – o tak wielkim podziwie jednego pisarza dla drugiego, że dochodzi do szkodliwego utożsamienia, projekcji.
(24) „nigdy nie uważał tworzonych przez siebie mitów (…) za czyste twory wyobraźni” – pozwolę sobie zacytować list Lovecrafta: „Odnośnie do tak solennie przytaczanego kręgu mitów z Cthulhu, Yog Sothothem, R’lyeh, Nyarlathotepem, Nugem, Yebem, Shub-Niggurath etc., etc. – proszę pozwolić mi wyznać, że to sztuczna mieszanka mego autorstwa, tak jak liczny i zróżnicowany panteon Pegany lorda Dunsany” (Koszmary i fantazje, s. 69). Nieco bardziej z przymrużeniem oka pisze na ten sam temat w Koszmarach i fantazjach na s. 202.
(60) „Absolutna nienawiść do świata w ogóle i szczególne obrzydzenie do świata współczesnego” – pierwszej części tego zdania kłam zadają chociażby: 1) wielka liczba znajomych i przyjaciół, do których chętnie jeździł i pisał listy 2) zdumiewająca jak na posiadane środki finansowe liczba podróży – potrafił wydać wszystkie posiadane pieniądze, by zobaczyć jakieś miasto 3) poezja pełna zachwytów nad pięknem świata. Co do drugiej części: wzdychanie do wzniosłej przeszłości nie przeszkadzało mu chłonąć i wykorzystywać w prozie najnowszych osiągnięć nauki (jako jeden z prekursorów science fiction raczej nie mógł żywić obrzydzenia do wiedzy) oraz czytać i cenić niektórych aspektów współczesnej literatury (uważał wręcz, że dopiero w jego czasach poezja dochrapała się najlepszych środków wyrazu (por. Selected Letters IV, s. 33).
(75) „autor Zewu Cthulhu nie przepadał za muzyką, a gustował szczególnie w operetkach Gilberta i Sullivana” – Houellebecq na podstawie wzmianki w jednym z listów, że Lovecraft słuchał u znajomych operetkę The Mikado stwierdza, że gustował w operetkach Gilberta i Sullivana. Kłam temu, że nie lubił muzyki, zadają chociażby wiersze Papier jałowy i An Epistle to the Rt. Honble Maurice Winter Moe, Esq., pełne odniesień do muzyki popularnej. Poza tym HPL występował w młodości w młodzieżowej orkiestrze wojskowej i uczył się gry na skrzypcach. Nagrał nawet na jednej z wczesnych wersji fonografu swój śpiew. W jednym z listów przyznaje też, że w dorosłości na jednej z wycieczek ze znajomym chciał zagrać na organach w kościele.
(96) „Nikt nigdy nie widział, by (…) wybuchnął śmiechem” – w ramach komentarza:
(100) „wysyła wydawcom brudne, pomięte rękopisy” – Lovecraft nigdy nie wysłał żadnemu wydawcy rękopisu, miał opory przed wysyłaniem ich nawet do przyjaciół, uważał bowiem, że nikt nie rozczyta jego bazgrołów. To m.in. dlatego za jego życia nie ukazały się Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka oraz Przypadek Charlesa Dextera Warda – nie miał cierpliwości przepisać ich na maszynie, nigdy więc nie otrzymał ich żaden wydawca, a z przyjaciół widzieli je tylko ci, którzy bardzo o nie prosili. W życiu Lovecrafta był tylko jeden przypadek, gdy ze względów technicznych otrzymał swoje teksty z powrotem: kiedy przesłał pierwsze maszynopisy „Weird Tales”. Redakcja czasopisma wymagała podwójnej interlinii, a HPL stosował pojedynczą.
(112) „Jego bliscy poświadczają, że spotykając przedstawicieli innych ras, Lovecraft zaciska zęby, lekko blednie, lecz zachowuje spokój” – przyjdę może chociaż raz z pomocą przeciwnikom Lovecrafta, żeby nie było. Tak, to akurat prawda. Źródło, o którym pisze Houellebecq, to The Private Life of H. P. Lovecraft żony Lovecrafta, Sonii H. Davis. Mówi ona dokładnie, że Lovecraft siniał i był zły, kiedy musiał przebywać w tłumie pełnym obcokrajowców w Nowym Jorku. Wspomina też, że to po jednej z sytuacji z prostackim zachowaniem obcokrajowców w restauracji Lovecraft wymyślił ową tak ważną dla Houellebecqa Zgrozę w Red Hook. Generalnie obraz Lovecrafta na „nowojorskim wygnaniu”, jaki otrzymujemy od Davis z tej książeczki, to obraz człowieka niedojrzałego, zagubionego i tęskniącego za rodzinnym miastem, uczącego się życia. Davis odnosi się nawet bezpośrednio do wspomnień W. Paula Cooka cytowanych wyżej, twierdząc, że to nie sam Nowy Jork przemienił Lovecrafta, jak uważa Cook, ale ona i jej próby wyrwania męża spod władzy przyzwyczajeń i uprzedzeń wyniesionych z domu. Jako Żydówka z pochodzenia często rozmawiała z nim na te tematy.
(114) „to ona [nienawiść rasowa] rozświetla ostatnie z jego wielkich tekstów (…). Ten związek ujawnia się z całą oczywistością w opowiadaniu Koszmar w Red Hook” – inny cytat potwierdzający spostrzeżenie Joshiego, że Houellebecq za pomocą opowiadania nienależącego do „wielkich tekstów” próbuje dowieść, że „wielkie teksty” napędza „nienawiść rasowa”.
(123) „Jest dość dziwne, że żaden spośród licznych uczniów Lovecrafta nie zwrócił uwagi na ten prosty fakt: ewolucja świata współczesnego sprawiła, że fobie pisarza wydają się dziś jeszcze bardziej zasadne, jeszcze bardziej żywe” – trudno nie uśmiechnąć się pod nosem na te słowa. Rzeczywiście, bardzo dziwne, że żaden z uczniów Lovecrafta, zwłaszcza tych, którzy znali Lovecrafta osobiście, nie zauważył tej oczywistej prawidłowości. Krótko tylko wspomnę, że zdaniem Houellebecqa jednak komuś się to udało – Robertowi Blochowi, który, zdaniem Francuza, „pisze najlepsze opowiadania wówczas, gdy daje upust swojej nienawiści do świata współczesnego”. A więc nie tylko u Lovecrafta szuka Houellebecq nienawiści.
(126) „On, tak uprzejmy, tak dobrze ułożony, odkrył [w Nowym Jorku] nienawiść”, „Lovecraft staje raczej po stronie nienawiści i strachu”, „zdołał przekształcić swą niechęć do życia w aktywną wrogość” – gdybym nie znał w ogóle Lovecrafta, już samo brzmienie tych tez by mnie zaniepokoiło i spojrzałbym podejrzliwie na ich autora. Czy da się w ogóle tworzyć niebanalną literaturę (a za taką niewątpliwie uchodzi w dzisiejszych czasach twórczość Lovecrafta), literaturę analizowaną na najróżniejsze sposoby przez najróżniejsze szkoły, literaturę kochaną przez tych, którzy lubią i wysmakowany styl, i fantazję, i grozę z drugim dnem – i jednocześnie być przy jej tworzeniu kierowanym „absolutną nienawiścią”? Szczerze wątpię.
Tak więc polecam czytać rozprawę Houllebecqa z podejściem, że więcej opowiada ona o jej autorze niż o analizowanej postaci. Jak pięknie ujmuje to całkiem przychylny Francuzowi Todd Spaulding w eseju Lovecraft and Houellebecq: Two against the World: „Mówiąc szczerze, spore fragmenty Przeciw światu będą brzmiały znajomo dla tych, którzy znają książki Francuza. Można by sobie nawet wyobrazić drewnianego Lovecrafta na kolanach brzuchomówcy Michela Houellebecqa” („Lovecraft Annual”, 2015, s. 199).