autor: MATEUSZ KOPACZ

źródło: „Czas Fantastyki” nr 2/2010

„Odrażający, bluźnierczy Necronomicon”, czyli o polskich przekładach Lovecrafta

Wiadomo powszechnie, że dobry pisarz, aby znaleźć odpowiedni odbiór wśród czytelników obcojęzycznych, powinien spotkać tłumacza, który dokona kongenialnego przekładu. Nie ma co prawda tłumaczeń idealnych, trudno bowiem pokonać bariery między językami (traduttore traditore – „tłumacz zdrajcą” – głosi w końcu włoskie powiedzenie), ale łatwo sobie wyobrazić, że przekład można zepsuć. Każdy oczytany i inteligentny człowiek jest w stanie wyczuć, czy za fiasko literackie książki nie powinno się winić właśnie autora przekładu. Skutkiem tego zawód tłumacza to poniekąd bardzo odpowiedzialne zajęcie, „chirurg literacki” – można powiedzieć.

Badacze i krytycy, zwłaszcza francusko- i anglojęzyczni, nie mają żadnych wątpliwości, że Lovecraft „wielkim pisarzem był”. Jego twórczość nabrała charakteru podobnego do tego, który posiadają dzieła Poego – można się przy nich pobać, a jednocześnie są przełomowe i bogate w filozoficzne przesłania; są potwory, ale są też społeczeństwa tworzone przez te potwory oraz ich symbolika. Lovecraft nie jest łatwym pisarzem, a klucz do zrozumienia jego tekstów leży często w jego korespondencji i reszcie niebeletrystycznego dorobku. A zatem, ponieważ jest on twórcą uznanym i złożonym, potrzebuje również dobrych tłumaczy. Czy kilkoro ludzi, których przekłady Lovecrafta dane jest nam czytać, wywiązali się ze swej pracy na tyle solidnie, że można powiedzieć, że czytamy „prawdziwego” Lovecrafta? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie, zwracając szczególną uwagę na usterki i potknięcia naszych tłumaczy.

Pierwsze polskie przekłady dzieł beletrystycznych Lovecrafta pojawiły się w latach 60. w „Przekroju” (ich autorami byli m.in. H. Olekinaz i człowiek posługujący się akronimem TOP). Obecnie już ich się nie przedrukowuje, więc stanowią zaledwie swego rodzaju ciekawostkę historyczną dla koneserów. W latach 80. wydano dwie antologie fanklubów fantastyki z utworami Lovecrafta (Nie budź drzemiących demonów i Potwór na progu): w nich również znalazło się kilka nowych nazwisk (choćby Franciszek Welczar czy Andrzej Wermer), ale do zbiorków tych dostęp ma tak niewielu ludzi, że pomijam je w tym zestawieniu.

Pierwszą poważną tłumaczką Lovecrafta w Polsce była Ryszarda Grzybowska – jej przekłady wznawia się do dziś. Żadne źródła nie podają, by tłumaczyła inne teksty Lovecrafta prócz opowiadań zawartych w zbiorze Zew Cthulhu, który ukazał się w 1983 roku nakładem wydawnictwa Czytelnik. Jest tłumaczką wszechstronną, o czym świadczy fakt, że prócz Lovecrafta tłumaczyła książki m.in. Williama Goldinga, a nawet… Lucy Maud Montgomery.

Mimo iż przekładała tak różnorodne gatunkowo dzieła, a z Lovecraftem zapewne większej styczności wcześniej nie miała, jej przekłady są zadziwiająco poprawne – być może dlatego, że opracowane przez nią dzieła stanowią podstawę wizji świata pisarza, w których wykłada on wszystko od początku. Mimo to Grzybowska nie ustrzegła się kilku potknięć. Choćby w Zewie Cthulhu – narrator przegląda notatki swojego wujecznego dziadka i spostrzega w nich taki napis: „Opowieść inspektora Johna R. Legrasse’a, Bienville St. 121, Nowy Orlean, La., w 1908 roku A.A.S. Mtg. – Notatki na temat Same (…)”.[1] Skrót „La.” potencjalny czytelnik rozszyfruje, jeśli będzie wiedział, że w Stanach Zjednoczonych po nazwie miasta prawie zawsze podaje się nazwę stanu oraz że ten znany Nowy Orlean znajduje się w Luizjanie. Ale co może znaczyć „A.A.S. Mtg.”? Czytelnik może mieć problemy z rozszyfrowaniem tego skrótu, ale tłumacz powinien dać sobie radę, tym bardziej że wcześniej pojawia się nazwa „American Archaeological Society”, czyli „A.A.S.”, którą Grzybowska przetłumaczyła jako Amerykańskie Stowarzyszenie Archeologiczne (czyli powinno być A.S.A., nie A.A.S.); a „Mtg.” to nic innego jak meeting, czyli ‘spotkanie’. Dalej: „Notatki na temat Same” (w oryginale „Notes on Same”[2]). Nazwa Same nie pojawia się w opowiadaniu ani razu jako nazwa własna, można więc się domyślić, że same zostało tu użyte w znaczeniu ‘ten sam’, mimo iż nie pojawia się przed nim tradycyjnie stosowany w takich przypadkach rodzajnik określony the[3].

W przekładach opowiadań Lovecrafta autorstwa Grzybowskiej brakuje również tej specyficzności, niedbałości, najeżenia błędami i posuniętej do granic potoczności, jakimi cechuje się mowa niektórych bohaterów Koszmaru w Dunwich czy Koloru z przestworzy. Świetnie rozwiązał tę kwestię późniejszy tłumacz Lovecrafta, Robert P. Lipski, charakteryzując na podobną do oryginału, niedbałą modłę dialogi w swych własnych przekładach. Natomiast Grzybowska przetłumaczyła te koślawe, trudno zrozumiałe słowa niczym słowa ludzi może nie tyle elokwentnych, co na przyzwoitym poziomie. Można doszukać się w jej przypadku jeszcze kilku innych drobnych niedociągnięć (jak choćby słaby przekład słynnego dwuwiersza z Necronomiconu Abdula Alhazreda, który w oryginale stanowi zwięzły fragment poematu, a w polskim przekładzie jest długi i niezgrabny; czy uczynienie z Ericha Zanna w opowiadaniu Muzyka Ericha Zanna skrzypka, podczas gdy w oryginale grał on na pewnego rodzaju wiolonczeli), lecz nie ma co o nich wspominać, gdyż każdemu mogą ujść uwagi pewne drobnostki. Mimo wszystko tłumaczenia Grzybowskiej prezentują całkiem dobry poziom.

Lata dziewięćdziesiąte to wysyp nowych przekładów dzieł Lovecrafta. Na początek wspomnę o dwóch ludziach, których tłumaczenia są dziś dostępne, lecz stanowią bardzo niewielki odsetek wśród prac innych tłumaczy. Jacek Drewnowski przełożył kilka krótkich tekstów wydanych w Historii Necronomiconu (wydawnictwo Copernicus Corporation, Warszawa 2002), jak również pewne cytaty z korespondencji Lovecrafta wykorzystane do krótkiej biografii autora zamieszczonej w tej książeczce, tak więc trudno ocenić na szerszą skalę charakter jego dzieł. Mimo wszystko moim zdaniem jest odrobinę lepszy od tego, co prezentował w latach dziewięćdziesiątych Grzegorz Iwańciw (również autor przekładów m.in. Jamesa Herberta). Podczas pracy nad pierwszym tomem Najlepszych opowiadań zapoznałem się bliżej z jego tłumaczeniem Szczurów w murach. Byłem zmuszony wprowadzić w nim kilka poprawek. Nigdy jednak nie zapomnę pewnego zabawnego fragmentu w tym dziele. Pod koniec opowiadania główny bohater zaczyna cofać się w ewolucyjnym rozwoju, co obrazują wykrzykiwane przez niego w coraz starszych językach słowa: „Curse you, Thornton, I’ll teach you to faint at what my family do! … 'Sblood, thou stinkard, I’ll learn ye how to gust … wolde ye swynke me thilke wys?… Magna Mater! Magna Mater! (…)”. Iwańciw przetłumaczył to tak: “Jak mogłeś mdleć na widok dzieła mojego rodu? Dam ci nauczkę! Ty… śmierdzielu… ja… krew… świnie… co?! Magna Mater! Magna Mater!” Iwańciw w miejsce absolutnie niezrozumiałego zwrotu „wolde ye swynke me thilke wys?” wstawił wyraz „co?!”, jakby chciał dać do zrozumienia, że mimo rozpaczliwych prób rozeznania się w tych słowach, nie dał rady ich zrozumieć. (Nawiasem mówiąc, jest to dawna odmiana języka angielskiego, zwana Middle English, o czym sam pewnie bym nie wiedział, gdybym pierwszy raz widział na oczy to opowiadanie; ja jednak na miejscu Iwańciwa zachowałbym oryginalny tekst, tym bardziej, że dalej narrator wykrzykuje zdania w obcych językach – łacinie i gaelickim.)

W latach 1990 i 1991 na rynku pojawiły się dwie powieści Lovecrafta w przekładzie Michała Wroczyńskiego (w świecie fantastyki znanego choćby z tłumaczeń dzieł Stephena Kinga i Grahama Mastertona, a także – ostatnio – Historyka Elizabeth Kostovej). Choć W górach szaleństwa dostępne jest już w tłumaczeniu Lipskiego i na nim raczej opiera się obecne wydania tego dzieła, to Przypadek Charlesa Dextera Warda wciąż wznawia się w wersji Wroczyńskiego, gdyż jedyny inny przekład tej powieści, autorstwa Andrzeja Ledwożywa, jest raczej słabszy. PCDW jest dziełem zawiłym oraz pełnym subtelności historycznych, lecz Wroczyński całkiem nieźle sobie z nimi poradził. Zdarzają się drobne błędy, ot, choćby ten fragment: „lovely classic porch of the double-bayed brick building” – „uroczej, klasycznej werandy znajdującej się na ozdobionym podwójnym pasem cegieł froncie domu”[4]; „double-bayed brick building” to nie „podwójny pas cegieł” (przyznam się, że nie wiem o co dokładnie chodziło Wroczyńskiemu w tym wyrażeniu), a ceglany dom z podwójnym wykuszem od frontu. Ale to również drobne niedopatrzenia, które nie stanowią jakichś szczególnie karygodnych rozbieżności z oryginałem.

Mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych na polskim rynku pojawiło się na poły amatorskie wydawnictwo o nazwie S.R. (potem Scutum), które postawiło sobie za cel promowanie Lovecrafta w Polsce. Przy tej okazji pojawili się nowi tłumacze, którzy zdominowali rynek Lovecrafta: Robert Lipski oraz Andrzej Ledwożyw. Ich dzieła są najszerzej rozpowszechnione, a zarazem chyba najbardziej kontrowersyjne.

Robert P. Lipski jest znanym tłumaczem horrorów i thrillerów, ma na koncie sporo książek Kinga, Anne Rice, duetu Child i Preston, a także niektórych klasyków, jak Algernona Blackwooda czy M.R. Jamesa. Uważany jest powszechnie za dobrego tłumacza i faktycznie posługuje się w swych dziełach bogatym, płynnym językiem oraz sporą dozą wyobraźni (jak już wspomniałem, to on wpadł na to, by dziwne dialekty występujące u Lovecrafta przekładać równie dziwnie). Z drugiej strony wyobraźnia ta potrafi go ponieść dosyć daleko, o czym można się przekonać studiując uważniej jego interpretacje utworów mistrza grozy z Providence. Mimo iż uważa się go za najlepszego tłumacza Lovecrafta w Polsce, której to opinii nie zamierzam podważać, warto wiedzieć, że zdarzyło mu się kilka razy poważnie urozmaicić przekłady, by pasowały do jego wizji tych opowieści.

Przykłady. Zewnętrzni bogowieThe Other Gods. Skąd taki tytuł, skoro other znaczy ‘inny’? Może wpływ na ten fakt miała gra RPG Zew Cthulhu, w której faktycznie jest klasa potworów zwana „zewnętrznymi bogami”? Podobnie Zapomniane miastoThe Nameless City. Nie rozumiem dlaczego Lipski nie użył słowa „nienazwane”. Słowo „zapomniane” może rzeczywiście brzmi trochę bardziej poetycko, ale sprawa tytułów to – moim zdaniem – sprawa poważniejsza niż upoetycznianie języka w samym tekście i należy być dokładnym w tej kwestii. Czasem też zdarzają mu się drobne niedopatrzenia, jak w Horrorze w muzeum: „Spawn of Noth-Yidik” tłumaczone jako „Pomiocie Północnego Yidik”[5], a przecież wyraźnie jest napisane „Noth-Yidik”, a nie „North-Yidik”.

Na takie drobnostki można nie zwracać uwagi, lecz Lipski winien jest odrobinę poważniejszych nadużyć. Po pierwsze: dopuścił się kilka razy pewnej nadinterpretacji utworów Lovecrafta. Jak choćby w opowiadaniu Obcy (The Outsider). Autor przekładu (zapewne on, chyba że to wydawca ingerował w kształt dzieła) w edycjach wydawnictwa Zysk zmienił tytuł tego tekstu na Przybysz. Czemu? W takiej postaci tytuł wyraźnie mówi, że główny bohater tekstu skądś przybył. Tymczasem pod koniec tekstu czytamy: „pozostanę już przybyszem z zewnątrz – obcym w tym stuleciu”[6]; dlaczego „przybysz z zewnątrz”, skoro główny bohater pochodzi raczej z „wewnątrz” – z podziemi? Czyżby Lipski sugerował, że narrator jest przybyszem z obcej planety czy wymiaru (bowiem w takim znaczeniu Lovecraft najczęściej posługiwał się słowem „zewnętrze”)? W oryginale stoi wyraźnie: „I know always that I am an outsider; a stranger in this century”[7] – nie ma żadnego podkreślenia faktu, że narrator jest „outsiderem” właśnie z zewnątrz. Może przypisuję temu zbyt wielką wagę, ale w wyniku takiego a nie innego przekładu ja sam byłem przekonany, że postać z tego opowiadania pochodzi z przestrzeni kosmicznej. A nie to miał na myśli autor dzieła, co przekonująco uzasadnił S.T. Joshi w swej biografii Lovecrafta, której polską wersję wkrótce wyda Zysk i S-ka. Tłumacz zachowałby się bardziej przyzwoicie, gdyby postawił na bardziej neutralną wersję. Podobnie jest w przypadku powieści W górach szaleństwa. Spójrzmy na trzy fragmenty: „more disturbing descriptions of the evilly fabled plateau of Leng which occur in the dreaded Necronomicon of the mad Arab Abdul Alhazred”, „They were (…) the originals of the fiendish elder myths which things like the Pnakotic Manuscripts and the Necronomicon affrightedly hint about” oraz „Danforth, indeed, is known to be among the few who have ever dared go completely through that worm-riddled copy of the Necronomicon[8]. Przekłady: „jeszcze bardziej niesamowite i zatrważające opisy owianego złą sławą płaskowyżu Leng z kart mrożącego krew w żyłach, bluźnierczego i plugawego Necronomiconu”, „to o nich mówią zapewne przerażające starsze mity, o których wzmianki widnieją na kartach przeżartych pleśnią Manuskryptów Pnakotycznych i odrażającego, bluźnierczego Necronomiconu” oraz „Danforth rzeczywiście jest jednym z nielicznych, którzy odważyli się przeczytać do końca plugawy, szalony i złowieszczy Necronomicon[9]. Co w nich takiego ciekawego? Spójrzmy na epitety Necronomiconu i Manuskryptów Pnakotycznych w odpowiednich fragmentach: w pierwszym wyraz „dreaded” (‘straszliwy, przerażający’) tłumaczony jest jako „mrożący krew w żyłach, bluźnierczy i plugawy”; w drugim fragmencie nie ma żadnych epitetów, a w polskiej wersji Manuskrypty Pnakotyczne stają się „przeżarte pleśnią”, a Necronomicon „odrażający, bluźnierczy”; w trzecim „worm-riddled” to nie „przeżarty/podziurawiony przez robaki”, a „plugawy, szalony i złowieszczy”. Nie dziwne, że w Polsce ludzie, którym nie podoba się twórczość Lovecrafta, śmieją się, że wymyślona przez pisarza księga zawsze musi być „plugawa” i „bluźniercza”.

Po drugie: we wczesnych przekładach Lipskiego da się dostrzec koszmarne luki tekstowe. Być może wynikały one nie z tego, że autor przekładu uchylał się od pracy, lecz że Wydawnictwo S.R., obdarzone zapewne niskim budżetem, chciało trochę ograniczyć objętość opowiadań. Wynik jest taki, że dopiero w Najlepszych opowiadaniach ukazały się pełne (a i to nie wiadomo, nie miałem bowiem czasu przejrzeć skrupulatnie całości utworów) wydania tych tekstów. Należą do nich zwłaszcza Reanimator oraz Koszmar w Red Hook, w których pomijano wręcz całe akapity i pomniejsze wątki. (Jako dowód, że nie zmyślam, podaję choćby ten fragment Reanimatora: „(…) sort of grave the frozen ground would furnish. The grave was not very deep (…) [dwa dość spore akapity] Then came the steady rattling at the back door. I lay still and somewhat dazed (…)”[10]. W polskiej wersji: „pogrzebaliśmy w najlepszym grobie, jaki byli­śmy w stanie wykopać w zmarzniętej ziemi. [teraz powinno być tłumaczenie fragmentu „grave was not very deep”, ale za to pojawia się] Po milczącym powrocie położyłem się otępiały [czyli najwyraźniej tłumaczenie „I lay still and somewhat dazed” z dodanymi przez kogoś uzupełnieniami w luce fabularnej, jaką stworzyło opuszczenie dwóch akapitów].)

Tak więc choć Lipski bardzo ciekawie przełożył sporą część twórczości Lovecrafta, zdarzały mu się poważne wypaczenia.

Na miejscu drugim pod względem liczby przełożonych dzieł Lovecrafta w Polsce znajduje się Andrzej Ledwożyw. Fakt ten jest bardzo nieszczęśliwy, gdyż trudno powiedzieć o jego tłumaczeniach cokolwiek dobrego. Nie wszystkie są zupełnie złe, zdarzały się całkiem poprawne (choćby Model Pickmana), ale w ich języku jest coś koszmarnie drętwego, co wypada bardzo blado przy barwności i elastyczności przekładów Lipskiego, z którymi dzieła Ledwożywa pojawiły się na rynku niemal jednocześnie. Najbardziej przykre wrażenie sprawia powieść W poszukiwaniu nieznanego Kadath, gdyż powinna ona iskrzyć baśniowością i poetyckością języka, a tymczasem mamy takie „potworki” jak: „Gdy obudził się po raz trzeci, nie zszedłszy tymi schodami na ciche o zachodzie słońca ulice, którymi także jeszcze nie szedł”, „trzepocząca mowa”, „Opuszczone świątynie na szczytach gór były umieszczone w taki sposób, że nie mogły wychwalać właściwych czy normalnych bogów, a w symetrii ich połamanych kolumn wydawało się, że jest coś ciemnego, jakieś wewnętrzne znaczenie, które nie chciało wyciągnięcia na światło dzienne” czy „grona minaretów w każdej fazie dziwności”[11]. A dochodzą do tego jeszcze błędy i przeinaczenia. Na przykład Ledwożyw tłumaczy słowo „Pharos” jako „latarnię Faros”, gdy tymczasem już samo słowo „pharos” w języku angielskim oznacza latarnię; Ledwożyw błędnie sądził, że Lovecraft przeniósł jeden z siedmiu cudów starożytnego świata do krain snów. Inny przykład: ostatnie zdanie Splotów Meduzy brzmi „No wonder she owned a link with that old witch-woman – for, though in deceitfully slight proportion, Marceline was a negress”[12], co przetłumaczył jako „Nic dziwnego, że znalazła wspólny język ze starą czarownicą Sofonisbą… Marcelina była wstrętną bestią, której przodkowie pochodzili z Afryki”[13]; Ledwożyw jakby bał się przetłumaczyć dosłownie zdanie, które stwierdza po prostu, że nic dziwnego, że Marcelina była powiązana ze starą czarownicą – w końcu była murzynką[14]. Tłumacz osłabił tym samym podłe rasistowskie przesłanie tekstu. Momentami nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że Ledwożyw przekładał zupełnie dosłownie to, co widział na kartce, nie mając większego pojęcia o co chodzi. Choćby następujące zdanie z opowiadania Wzgórze, zawierającego ciekawe rozważania na temat cywilizacji Zachodu: „Było oczywiste, że Xinaián zabrnął już bardzo daleko w swej dekadencji, reagując z apatią zmieszaną z histerią na wystandaryzowane i ustatkowane życie udaremniającej wszystko regularności, którą przyniosła mechanizacja w środkowym okresie.”[15] Moim zdaniem utwory przetłumaczone przez Ledwożywa wymagają powtórnego, porządnego przełożenia na język polski.

Wydaje się, że wydawnictwo Scutum (wcześniej S.R., a teraz najwyraźniej Fantasmagoricon) spostrzegło jak fatalnym tłumaczem był Ledwożyw i postanowiło wznowić bardzo ważny esej Lovecrafta pt. Nadnaturalny horror w literaturze (Supernatural Horror in Literature), wprowadzając do przekładu Ledwożywa poprawki Łukasza M. Pogody oraz Roberta Lipskiego. Nie powiem, by mi się podobała idea „poprawiania” czyjegoś przekładu – lepiej całą pracę wykonać od początku do końca, inaczej bowiem zdarzają się przeoczenia i dziwaczne pomyłki, a całość – mówiąc kolokwialnie – nie trzyma się kupy.

Tak też jest tutaj. Na początek chciałbym przedstawić swoje delikatne zastrzeżenia co do tytułu: brzmi odrobinę myląco i pleonastycznie. Słowo horror zostało przełożone dosłownie, a w języku polskim zwłaszcza wielbicielom fantastyki kojarzy się bardziej z gatunkiem, którego wyznacznikiem są właśnie wydarzenia nadnaturalne, niż z elementami budzącymi grozę, o które chodziło autorowi. Bardziej odpowiednim byłby tytuł Groza nadnaturalna w literaturze, ale to moje zdanie. A jeśli już jestem przy przekładach tytułów, dziwi mnie zmiana w nazwie dwóch rozdziałów, rozpoczynających się od słów The Weird Tradition in… (w pierwszym z nich mowa o Ameryce, w drugim – o Wyspach Brytyjskich). W przekładzie Ledwożywa z 2000 roku brzmiały one odrobinę lepiej, jako Literatura grozy w… oraz Niesamowita tradycja w… (choć ta ostatnia wersja również sprawia dziwne wrażenie). Tymczasem w nowej mamy Niesamowity folklor w…. To fakt, że niektórzy twórcy literatury grozy czerpali z folkloru w swych opowieściach, ale przecież tematem tych rozdziałów jest nie folklor, jak sugeruje taki przekład, tylko XIX- i XX-wieczna literatura grozy. Poza tym, jeśli Lovecraft miał na myśli folklor, używał słowa folklore, a nie tradition. Tu wyraźnie jest mowa o pewnych typach straszenia charakterystycznych dla literatury danego regionu, czyli „tradycji grozy”. Inna rzecz: tytuł ostatniego rozdziału eseju wcześniej brzmiał Współcześni mistrzowie, teraz zaś – Nowocześni mistrzowie. Może i o Algernonie Blackwoodzie można jeszcze powiedzieć, że był „nowoczesny” jak na czasy, w których żył (przejawiał momentami bardzo nowatorskie spojrzenie na świat), ale czy o Arthurze Machenie, lordzie Dunsany czy M.R. Jamesie (oni to bowiem są tymi „mistrzami”) również? Wątpię. Chyba że słowo „nowoczesny” zostało użyte w sensie „współczesny” (co już jest trochę naciągane, gdyż słowo „nowoczesny”, według różnych słowników językach polskiego, odnosi się wyłącznie do bycia na czasie z epoką [czy wręcz wyprzedzania] niż do egzystowania w niej), w takim razie – po co zmiana?

Choć ostatecznie poczynione w „zombistycznym”[16] oryginale Ledwożywa zmiany wyszły dziełku na dobre, w formie, w jakiej jest dostępne szerokiemu gronu, wciąż pozostawia sporo do życzenia. Najważniejsze, że uzupełniono większość zgubionych w poprzednim przekładzie fragmentów. Choć i tak nie wszystkie. Już czwarty akapit (w oryginale jest to akapit trzeci, gdyż z jakiegoś niewyjaśnionego powodu polski wydawca wprowadził dodatkowe podziały [a dodam, że Lovecraft bardzo nie lubił, gdy zmieniano mu cokolwiek w jego pracach, a zwłaszcza skrupulatnie rozplanowany podział na akapity]) wyrzuca jedno zdanie („Man’s first instincts and emotions formed his response to the environment in which he found himself. Definite feelings (…) [sporej długości zdanie] and limited experience. The unknown, being likewise the unpredictable (…)”[17] – tłumaczenie: “Pierwsze instynkty człowieka zrodziły się w odpowiedzi na oddziaływanie środowiska, w jakim się znalazł. [tu powinno być to zgubione zdanie] Nieznane i nieprzewidywalne (…)”[18]). Śledząc dalej cały ten akapit, odkryjemy jeszcze dwa opuszczenia, a całą książkę – pewnie jeszcze kilkadziesiąt drobnych, jak i kilka całkiem poważnych (aby nie być gołosłownym: „Foremost of all must be reckoned The Willows, in which the nameless presences on a desolate Danube island are horribly felt and recognised by a pair of idle voyagers. Here art and restraint in narrative reach their very highest development, and an impression of lasting poignancy is produced without a single strained passage or a single false note. Another amazingly potent though less artistically finished tale is The Wendigo[19], co tłumaczone jest tak: “Przede wszystkim musimy wymienić Wierzby (The Willows): para podróżnych doświadcza obecności nienazwanych i koszmarnych istot na samotnej wyspie na Dunaju. Innym zdumiewającym, choć gorzej wykończonym pod względem artystycznym jest Wendigo[20] – środkowe zdanie zostało całkowicie opuszczone, nie mówiąc już o pewnych uproszczeniach [„amazingly potent” to tylko „zdumiewający”…], których zresztą można znaleźć sporo w całej książce). Oczywiście są też dziesiątki drobniejszych niedopatrzeń (zamiast Salomon pojawia się Solomon itp.) czy błędów redaktorskich (ciągłe „przekonywujący” [poprawne jest wyłącznie „przekonujący” lub „przekonywający”!] lub karygodny błąd ortograficzny w wyrazie „rządza” [oczywiście powinno być „żądza”!]). Moim zdaniem jest to kolejne dzieło wymagające ponownego przekładu, mimo iż posiada całkiem zgrabnie opracowane przypisy i noty.

Przyznam się, że do napisania tego tekstu skłoniła mnie irytacja. Ostatnio pracowałem nad przekładem biografii Lovecrafta autorstwa S.T. Joshiego. W książce tej pojawia się masa cytatów z dzieł Lovecrafta, które starałem się przytaczać w istniejących polskich przekładach. Pewną część tych cytatów (zwłaszcza fragmenty Nadnaturalnego horroru w literaturze) zostałem jednak zmuszony przedstawić w swoim tłumaczeniu, gdyż dostępne polskie wersje po prostu nie przekazywały tego, do czego chciał nawiązać Joshi. Dostrzegłem też sporą liczbę drobnych usterek, a nawet kilka poważniejszych przeinaczeń. Poczułem się odrobinę oszukany.

Nie twierdzę, że wszystko, co wydano do tej pory po polsku autorstwa Lovecrafta, jest przekłamane i nic nie warte. Są bardzo dobre przekłady, a drobne błędy przydarzają się każdemu, o czym przekonuję się nieraz ja sam, choćby patrząc na swoje tłumaczenie wstępnej noty do powieści W górach szaleństwa w zbiorze Najlepsze opowiadania, tom 1. Przez niewiedzę popełniłem tam żenujący błąd: zdanie „Now didn’t Grandpa tell a bright young man just eight years ago this month to write a story like that?”[21] przetłumaczyłem jako „A może osiem lat temu jakiś dziadziuś poprosił wspaniałą wnuczkę, żeby napisała mu historyjkę?”[22] (taki przekład motywował kontekst, w jakim wykorzystano cytat), nie wiedząc, że Lovecraft w listach do Franka Belknapa Longa (z jednego z nich pochodzi ten fragment) nazywał się Dziadkiem (Grandpa), a tutaj miał na myśli siebie i pewną sugestię przedstawioną Longowi osiem lat wcześniej. (A zatem fragment ten powinien brzmieć: „Czy w tym miesiącu nie mija osiem lat odkąd Dziadzia prosił pewnego błyskotliwego młodziana [czyli Longa], by napisał takie opowiadanie?”)

A wracając do tematu: moim zdaniem niektóre dzieła zdecydowanie wymagają powtórnego przełożenia, i to przez osobę naprawdę kompetentną. Do takich dzieł bezapelacyjnie zaliczają się: W poszukiwaniu nieznanego Kadath, Wzgórze oraz Nadnaturalny horror w literaturze.

Warto w tym miejscu również zwrócić uwagę na jeden szczegół. Otóż: druk pierwszych wydań (koniec lat 30. i początek 40.) dzieł beletrystycznych Lovecrafta po angielsku oparto na transkrypcjach, jakich dokonało wydawnictwo Arkham House na podstawie rękopisów Lovecrafta; zaś dalsze wydania (aż do połowy lat 80.) opierano właśnie na tych pierwszych edycjach. Niestety, transkrypcje te zawierały często błędy (HPL pisał czasem bardzo niewyraźnie), a bywało, że po latach odkrywano inny egzemplarz dzieła, np. w postaci maszynopisu z naniesionymi dodatkowymi korektami i tekst utworu należało zrewidować. W ten sposób na przykład ostateczna wersja Cienia spoza czasu ujrzała światło dzienne w druku dopiero w 2001 roku, a przypominam, że polski przekład ukazał się w 1999 roku i nie był od tamtej pory zmieniany według nowej wersji. Podobnie zbiór Zew Cthulhu, który wydano w 1983 roku, czyli rok, dwa przed dokonaniem przez S.T. Joshiego bardzo istotnych poprawek w transkrypcjach wydawnictwa Arkham House. Dzieła tak poprawione przez Joshiego do dziś stanowią właściwy kanon twórczości Lovecrafta, może więc należałoby jeszcze raz przełożyć zbiór Zew Cthulhu? A przecież nie jest wcale powiedziane, że późniejsi polscy tłumacze korzystali z tych poprawnych wersji. Może być równie dobrze tak, że spora część ich uchybień wynika właśnie z korzystania z niepoprawnych wariantów tych tekstów. Może warto zainteresować się tym aspektem tłumaczeń Lovecrafta w Polsce?

Generalnie rzecz biorąc większość przekładów opowiadań Lovecrafta w naszym kraju jest dziełem ludzi zaangażowanych przez wydawnictwo amatorskie, a więc nie do końca zdające sobie sprawy z tego, na autora jakiego pokroju się porywa. H.P. Lovecraft, o czym pewnie większość wielbicieli grozy nie wie, to nie tylko „mitologia Cthulhu” (która, nawiasem mówiąc, jest sztucznym tworem stworzonym i wypaczonym przez Augusta Derletha, założyciela wydawnictwa Arkham House), potwory, tajemne księgi i kulty. To potężny umysł, którego zgłębienie wymaga wysiłku, a czasem pomocnej ręki krytyka takiego jak S.T. Joshi. Wydaje mi się, że tłumaczenie Lovecrafta na język polski przerosło niektórych ludzi, a niektórzy wywiązali się z tego zadania zadziwiająco dobrze, mimo przeciwności i ograniczonych źródeł. Mam nadzieję, że zwrócę tym artykułem uwagę choćby części czytelników i odsłonię szkodliwe dla właściwego odbioru dzieł Lovecrafta niuanse polskich przekładów twórczości pisarza, a być może także przekonam niektórych wydawców, by za jakiś czas spróbowali ujednolicić twórczość Lovecrafta wydając całą beletrystykę w jednym, bardzo dobrym przekładzie. Co będzie o tyle łatwiejsze, że już wkrótce otrzymamy prawdziwy obraz dorobku literackiego Lovecrafta oraz samego pisarza w opracowaniu, jakim jest biografia autorstwa S.T. Joshiego.


[1] Opowieści o makabrze i koszmarze, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2008, s. 123.

[2] The Call of Cthulhu and Other Weird Stories, Penguin, Londyn 1999, s. 141.

[3] Lovecraft skorzystał tu z tzw. block language – struktury językowej wykorzystywanej w nagłówkach, notatkach i innych tego typu tekstach, polegającej na budowaniu tekstu wyłącznie z tych wyrazów, które są istotne do przekazania treści (za zwrócenie mi uwagi na ten szczegół dziękuję Agnieszce Brodzik).

[4] Sny o terrorze i śmierci, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2008, s. 301.

[5] Ostatnia próba, Copernicus Corporation, Warszawa 2005, s. 31.

[6] Opowieści o makabrze i koszmarze, s. 68.

[7] The Call of Cthulhu and Other Weird Stories, s. 49.

[8] The Thing on the Doorstep and Other Weird Stories, Penguin, Londyn 2001, s. 249-250, 297, 339.

[9] Najlepsze opowiadania, tom 1, Zysk i S-ka, s. 204, 292, 360.

[10] The Thing on the Doorstep and Other Weird Stories, s. 64-65.

[11] Sny o terrorze i śmierci, s. 162, 164, 175, 218.

[12] The Horror in the Museum and Other Revisions, Arkham House, Sauk City 1989, s. 200.

[13] Czwarta godzina, Copernicus Corporation, Warszawa 2004, s. 118.

[14] To, że tłumacz nazwał Marcelinę „bestią”, mimo że w oryginale brak takiego zwrotu, wynika z fabuły opowiadania – Marcelina rzeczywiście była potworem.

[15] Z otchłani czasu, Copernicus Corporation, Warszawa 2004, s. 146.

[16] Jak wyraził się o nim we wstępie do książki Arthura Machena pt. Inne światy (C&T, Toruń 2008) Marek S. Nowowiejski.

[17] Collected Essays 2: Literary Criticism, Hippocampus Press, Nowy Jork 2004, s. 83.

[18] Nadnaturalny horror w literaturze, Fantasmagoricon, Warszawa 2008, s. 9.

[19] Collected Essays 2: Literary Criticism, s. 120.

[20] Nadnaturalny horror w literaturze, s. 82.

[21] S. T. Joshi, H. P. Lovecraft: A Life, Necronomicon Press, West Warwick 2004, s. 491.

[22] Najlepsze opowiadania, tom 1, s. 190.