Mity Cthulhu w Uniwersum Komiksu

11 października 2012 | Artykuły, Komiks | 0 comments | Autor:

Opowieści grozy od zawsze były dziedziną popularną w komiksie. Ramy tej gałęzi rozrywki są dość elastyczne, pozwalają autorom na dużą swobodę w obrazowaniu największych nawet potworności. Brak tu przesadnie pilnej cenzury, lub konieczności podsumowania całości pouczającym morałem. W związku z tym również mitologia Cthulhu zaskakująco często powraca na komiksowe strony. Dekada po dekadzie, wydawnictwo po wydawnictwie Przedwieczni nawiedzają umysły scenarzystów, zmuszając przy okazji rysowników do zobrazowania „nieopisanego”. Powstały już dziesiątki pozycji inspirowanych dziełami Lovecrafta, różniących się od siebie stylem i zamysłem. Fakt ten jest niezbitym dowodem na wartość stworzonej przez pisarza mitologii, świadczy o tym, że pewna luka w konsumenckiej świadomości została na stałe wypełniona przez zawarte w jego opowiadaniach pomysły.

Pierwsze odsłony dziedzictwa samotnika z Providence w komiksie, podobnie jak początki literackiej aktywności samego Lovecrafta, sięgają krótkich, sporadycznie pojawiających się adaptacji opowiadań autora na łamach antologicznych magazynów grozy, takich jak: „Erie”, „Creepy” oraz „Heavy Metal”. Komiksy w nich publikowane są przeważnie przepisanymi na potrzeby wydawnictwa pomysłami kultowych autorów fantasy, horroru i kryminału.

Im bliżej czasów nam współczesnych, tym częściej adaptacje ustępują miejsca scenariuszom autorskim, nadal co prawda inspirowanym Lovecraftem, lecz już nie kopiującym wątków pierwowzoru. Pojawiają się długie serie opowiadające o zmaganiach ludzkości z demonicznym panteonem, w których postkolonialne domy zastępują szklane wieżowce, a horror bywa przypudrowany dowcipem. Poprawie ulega także techniczna jakość komiksów. Cthulhu staje się niemalże ikoną popkultury. Na tej popularności korzystają również zamieszczane w starszych antologiach szorty, ponieważ ukazują się ich zbiorcze wydania (np. adaptacja Cool Air, którą można dziś nabyć w tomie komiksów współtworzonych przez artystę Ber­niego Wri­ght­sonaCre­epy Pre­sents: Ber­nie Wrightson).

Do grona wydawnictw zainteresowanych w USA publikacją komiksów bazujących na opowiadaniach H.P. Lovecrafta zalicza się imponujące grono firm. Branżowe molochy mają w swych katalogach po kilka „oplecionych mackami” tytułów. W ich tworzeniu udział biorą sławy literatury obrazkowej, a nowo powstające marki, czerpiące z Cthulicznych mitów, stają się światowymi bestsellerami. Największy zbiór komiksowych publikacji dotyczących mythosu znajdziemy rzecz jasna w ojczyźnie Lovecrafta. Nie da się jednak nie zauważyć wkładu autorów hiszpańskich (krótkie historie opublikowane w licznych antologiach oraz projekty internetowe), angielskich (serie fabularne), a nawet japońskich (manga i animacja). Nie znaczy to jednak, że kolekcjonując poświęcone Przedwiecznym woluminy jesteśmy zmuszeni kręcić globusem. Amerykańskie wydawnictwa dość chętnie przybliżają je swym czytelnikom, tłumacząc przy okazji na – bardziej powszechny – „język Szekspira”.

Specyficzna atmosfera opowiadań HPL-a, którą upodobały sobie pokolenia czytelników została z sukcesem odtworzona przez jego komiksowych kontynuatorów. Wielkie zaangażowanie w popularyzację mythosu na łamach rysunkowego medium, wykazuje legenda komiksu – scenarzysta Alan Moore (Watchmen, V for vendetta). Pisarz ten nie tworzy wyłącznie scenariuszy komiksowych. Jego literackie dzieła publikowane były także w antologiach opowiadań, takich jak The Starry Wisdom: A Tribute to H.P. Lovecraft. Moore znakomicie rozumie ducha oryginału, czego dowodzi w serii Yuggoth Cultures (dziś dostępnej w formie antologii zrzeszającej również krótkie dzieła innych autorów). Autor korzystając z oryginalnej terminologii, znakomicie odtwarza subtelne uczucie wyobcowania człowieka w obliczu kosmicznych tajemnic. Pomimo podobieństw do oryginału Moore nie jest odtwórczy. Jego scenariusze nie są adaptacjami, a nowymi opowieściami opartymi na mitach o Cthulhu. Kolejne jego dzieła The Courtyard i kontynuacja Neonomicon ujawniają głębokie inspiracje i częste nawiązania do mythosu, ale stopniowo oddalają się od pierwowzoru. Są bardziej współczesne i poruszają tematy, od których Lovecraft stronił – pojawia się seks, a protagoniści stają się pewnymi siebie brutalnymi arogantami.

Mike Mignola, autor znanych serii Hellboy i BPRD również nie ukrywa licznych inspiracji spuścizną znamienitego mieszkańca Providence. Zamieszkujące kosmiczne pustkowia monstra, okultystyczne rytuały i wszędobylskie, mordercze macki są niemal obowiązkowym elementem jego twórczości. Scenariusze Mignoli, podobnie jak dzieła Lovecrafta wychodzą poza margines rzeczywistości. Sugerują, że niebezpieczeństwo czyha na nas w starych, zapomnianych miejscach. Współczesna nauka przeplata się tu z ezoteryzmem i alchemią.

Komiksowych twórców fascynują nie tylko mroczni mieszkańcy z opowiadań. Istnieje grono scenarzystów zainteresowanych samą postacią Lovecrafta, czyniących autora protagonistą (lub jedną z postaci pobocznych) swych fabuł. Włączają oni pisarza w zmagania z zagrażającymi ludzkości siłami, ukazując gdzieniegdzie fragmenty jego biografii, przez pryzmat prześladujących go fobii. W komiksie Fort: Prophet of the Unexplained Lovecraft, jako bezdomny chłopiec, pomaga Charlesowi Fortowi (innej, historycznej postaci związanej z metafizyką) zbadać za pomocą teleskopu nocne nieboskłony, natomiast w tytułach takich jak Poe and Phillips i Necronauts autor sam chwyta za broń, by w towarzystwie kolegów po fachu odpierać demoniczne ataki. Nie da się jednak ukryć, że profil psychologiczny komiksowego alter ego Lovecrafta odbiega znacznie od biograficznego faktu. W komiksie typowo rozrywkowym uczynienie z niego bohatera potrafiącego stawić opór najczarniejszym nawet scenariuszom przewidzianym w jego literackiej spuściźnie można odebrać, jako chęć złożenia pisarzowi hołdu. Należy również wspomnieć, że powstały dzieła traktujące ten temat poważniej, budując scenariusz na skutecznym melanżu biografii pisarza z koszmarnymi personifikacjami jego fobii. Przykładem najlepiej obrazującym to zjawisko jest Lovecraft Hansa Rodionoffa, Keitha Gif­fena i Enrique Brec­cia. Komiks manipuluje życiorysem HPL-a. Łączy fakt z fantastyką, tworząc poruszający efekt. Świat widziany oczyma otoczonego przez demony szaleńca, ma nam po raz kolejny przypomnieć, że najbardziej przerażający mechanizm – matka wszelkiego horroru – znajduje się w naszych głowach.

Mity stworzone przez Lovecrafta przeniknęły także do komiksów o super-bohaterach. Poruszające się w mroku postacie, takie jak Batman (The Doom that Came to Gotham), lub Hellboy – wielokrotnie konfrontowane ze złem w groteskowych formach – bez większego problemu odnajdą się w towarzystwie przedwiecznych. Inaczej może być w przypadku Transformersów czy wojowniczych żółwi ninja, tu starcie z Cthulhu wydaje się być pomysłem bardziej ryzykownym, ale – wierzcie lub nie – takie projekty właśnie wchodzą w życie. Gdy piszę te słowa, seria Infestation 2 wydawnictwa IDW publishing wkracza w cykl wydawniczy. Ortodoksyjni miłośnicy autora zapewne ogłoszą ten zamiar profanacją; przypomnijcie sobie jednak udane satyryczne eksperymenty, na które natknąć się można w cyfrowych odmętach.

Artyści przemierzający rubieże internetu także zapałali sympatią do Lovecraftowskich abominacji. Wpisując w wyszukiwarkę hasło Cthulhu możecie się natknąć na kilka popularnych sieciowych komiksów, które w żartobliwy sposób opisują perypetie przedwiecznych oraz samego Lovecrafta. Najciekawszymi z nich są, moim zdaniem, El joven Lovecraft (Młody Lovecraft wydany również drukiem przez amerykańskie wydawnictwo Kettle Drummer Books) oraz Unspeakable Vault (of Doom).

Zilustrowanie scenariusza opisującego monstra pokroju Shub-Niggurath i shoggothów jest nie lada wyzwaniem, nawet dla świetnego rzemieślnika. Twórca podejmujący się tego zadania, oprócz lekkiego ołówka, powinien mieć również lotny umysł, ponieważ potrzeba nie lada talentu oraz wyobraźni, aby z bezkształtnej masy macek i wyłupiastych oczu, wyłonić krystaliczny wizerunek potwora lub bóstwa mythosu. Tych na szczęście w świecie literatury obrazkowej nie brakuje. Od surrealistycznych przestrzeni zamieszkiwanego przez demony świata snów z Fall of Cthulhu, ilustrowanego (min.) przez rysownika Andrew Rit­chiego, po dokładne i różnorodne wizje ikonicznych istot uniwersum, obecne w pracach Jaceana Burrowsa, lakoniczne opisy zawarte w prozie Lovecrafta i jego kontynuatorów, zyskują graficzną tożsamość. Oczywiście, podobnie jak w przypadku wizerunku Wielkiego Cthulhu, koncepty różnią się szczegółami, jednak ich znakomita większość uwzględnia najważniejsze cechy, charakteryzujące monstra mitologii.

Dla przeciętnego miłośnika horroru rola, jaką Lovecraft wywarł w popkulturze nie podlega dyskusji. Postawił fundamenty pod jedno z najciekawszych uniwersów gatunku, które – dziś możemy to stwierdzić bez wątpienia – pokonało czas i przestrzeń. Okazało się, że na pozór hermetyczne opowieści grozy, wprowadzające czytelnika w atmosferę klaustrofobicznej niepewności, wytykające gatunkowi ludzkiemu jego wątłość w obliczu kosmicznych tajemnic, są materiałem wyjątkowo elastycznym, podatnym na ciekawe modyfikacje w ramach wielu (niejednokrotnie przeciwstawnych) inicjatyw medialnych. Komiks jest tego doskonałym przykładem. Mnogość i różnorodność opowieści graficznych, powstających w granicach tego pojęcia, pokazuje jak wiele jest jeszcze furtek fabularnych, które Lovecraft uchylił swym kontynuatorom. Na pewno jeszcze wielokrotnie usłyszymy skrzypienie ich masywnych zawiasów.

Marcin „Roztargniony Wilczur” Sienny